Zdawać sobie trzeba sprawę, że autorka nieco ufantastyczniła koty, ponieważ wątpię, żeby mały kotek wiedział, że jest szukany mu domek... Można jednak przyjąć, że koty jakoś porozumiewają się między sobą i mogą się informować, o różnych sprawach. Książeczka ma ważne walory edukacyjne - o kotka trzeba się troszczyć, nie jest to zabawka etc...
Wciągający sposób prowadzenia akcji sprawił, że czytałam bez przerwy aż do ostatniej strony. Książeczkę odebrałam jako wzruszającą, ale ciepłą i przyjemną przygodę... Czasami chyba trzeba się zanurzyć do takiego świata, gdzie odnalezienie drogi do domu jest największym celem wędrówki...
Idąc za ciosem sięgnęłam po drugi tom o Pusi. I także nie zawiodłam się w przebiegu historii ani na chwilę. No może ja inaczej podchodzę do wypuszczania kotów na dwór - moje są niewychodzące. Ale rozumiem sam zabieg pisarski - bez tego nie byłoby pewnie tej serii książeczek.
Te dwie książeczki zapoczątkowały w ogóle kupowanie Młodemu tej serii - wiele, wiele lat temu. Pusia mimo kolejnych tomów została jego ulubioną kotką z całej serii. Nie dziwię się - ilustracje przedstawiające kotkę doskonale oddają emocje nie tylko kotki, ale i bohaterów obok niej. Ilustracje są śliczne i bez nich nie byłoby takiego odbioru historii. I osobiście podobały mi się bardziej pierwsze okładki tej serii... Ale o tym rozwinę się przy okazji innego tutułu.
Mnie drażnią polskie imiona, ponieważ wiem, że Holly Webb jest z Wielkiej Brytanii i ja bym np. wolała zostawione oryginalne imiona dziewczynek, czy rodziców i sąsiadów... No, ale jest jak jest, więc pozostaje mi się skupić na przygodach samych kotków i cieszyć się lekką, ale wcale nie nudną lekturą.
Polecam w tym ciężkim nieco czasie - ilustracje Sophy Williams są obłędne, spójrzcie sami:
Drevni Kocurek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz