Szklany zamek

W natłoku świątecznych filmów na Netflixie trafiłam na "Szklany zamek". Po części dlatego, że lubię takie obyczajowe filmy z ich klimatem wędrówki... Bohaterami przepełnionymi marzeniami o lepszym życiu i barwnej przyszłości.

Tutaj jednak poznajemy dzieci z ciężkim dzieciństwem, sytuacjami, których w dzieciństwie nie miały osoby, które znam - jak już to nieliczne bardzo. Walkę, jaką podejmują jedno po drugim (wydawałoby się z góry przegraną) - każdy kończy zupełnie inaczej. Walkę, która da im możliwość przetrwania.

Na te dwie godziny byłam w innym świecie zupełnie różnym od mi znanego. Wtopiłam się totalnie w historię o Jeanette Walls. (Nie znam jej książek.) Czy dzieci mogą przestać kochać mimo losu, jaki zgotował im ojciec alkoholik? Czy mogą mieć kontakt z oderwaną od rzeczywistości matką artystką? Troszkę brakowało mi jej spojrzenia, ale co może wiedzieć dziecko?

Ciężko sobie to wyobrazić, ale film powstał na podstawie książki - napisanej przez życie. Takie dzieciństwo wydarzyło się naprawdę, takie dzieci nie tylko w tamtych szalonych dawnych latach istniały. Takie rodziny bywają poukrywane wokół nas - nawet możemy sobie nie zdawać z tego sprawy... Bardzo refleksyjny i ciężki film - o miłości i patologii.

Czasami za wielkimi ideałami, słowami i obrazami może kryć się wielka tragedia. Samo życie pisze historie lepsze do zekranizowania niż wymyślają to pisarze. Jeanette swoje dzieciństwo spisała. Nie będę spoilerować - ten film jest warty obejrzenia przez każdego samemu - przeżycia go po swojemu, w zaciszu pod kocem i kubkiem herbaty...

Polecam! Takiego filmu mi było potrzeba.

Drevni Kocurek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz