Mój przyjaciel Kot

No i przeczytałam w końcu tę historię do końca. Dawkowałam sobie rozdział po rozdziale, bojąc się zakończenia. Od razu mówię, jak kupicie książkę nie czytajcie opisu ani z tyłu ani na skrzydłach. Dajcie się ponieść historii, omijając wstęp.

Historia o Michaelu i Tabor przypomina, co jest najważniejsze. Wciąga od pierwszej strony i dzięki drugiej stronie - opiekunowi, któremu kotka zaginęła czyta się z zapartym tchem. Czytając byłam rozdarta miedzy nimi, ale chyba gdybym mogła wpłynąć na historię to sprawiłabym inne zakończenie.


Ale takie właśnie jest życie, że często nie mamy wpływu na rzeczywistość... Z drugiej strony na miejscu Rona pewnie też oszalałabym, gdyby zaginął mi kot. Żaden z nich nie był dla niej gorszym opiekunem, ale takie historie choć wzbudzają sprzeczne myśli i uczucia są potrzebne. Jest to nieco inna historia niż kota Boba. Bob i James mieszkają razem, mają kolejne koty.

Całkowicie rozumiem zachwyt nad tą historią. Tym bardziej, że wydarzyła się naprawdę i książka jest opisem wydarzeń z obu stron. Nie da się jej porównać z żadną inną, bo każda z książek tego typu jest swego rodzaju księga drogi danego człowieka i kota. Postawiłam ją na półce obok Kota Boba i Oskara oraz Homera...

Z każdej historii wyciąga każdy coś innego. Dla mnie była podróżą razem z Michaelem i Tabor do wnętrza i swojej opowieści... Nie da się ocenić wg mnie tej książki negatywnie albo gorzej od innych tego typu książek. Nikt z nas nie wie, jak by się zachował na miejscu tych osób, do pól i sam nie znalazłby się w takiej sytuacji... Moim zdaniem jest doskonałym uzupełnieniem obok historii kota Boba itd.

Polecam.

Drevni Kocurek 🐈

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz