Ania, nie Anna


Hej, hej!

Właśnie ukończyłam drugi sezon serialu :) Nowa wersja Ani z Zielonego Wzgórza na Netflixie zachwyciła całe rzesze fanów. Choć słyszałam też i krytyczne opinie. Ale trzeba pamiętać, że to jest adaptacja, więc inspirowano się książką, a same problemy i tematyka jest pod nowe czasy...

I to moim zdaniem jest na ogromny plus, choć idzie do mnie pocztą całość 8 tomów książki - ostatnią 9 zamówiłam od Gwiazdki, bowiem jest strasznie droga (nawet na allegro czy olx'ach cena idzie od 40 w górę, a ja wolę taniej). Ale to idzie, abym sobie przypomniała książkę.

Serial ma nawiązania, postacie, są też dodani bohaterowie, których w książce nie ma. Ale nie będę Wam zdradzać całej fabuły ani kogo nie ma w pierwowzorze - kto zechce to sięgnie po książkę - polecam.

Zachwyca na pewno mnie świat tak przedstawiony - lubię kostiumowe filmy tak dobrze zrobione, że aż miło się to ogląda. Choć czasów nikt by nie pozazdrościł, chociaż... Czy nie było lepiej kiedyś bez tych całych mediów? Obiady może tam mieli skromne, ale rozmawiali, dużo czytali... Z drugiej strony jest też swego rodzaju ciemnogród.

Aktorka grająca Anię moim zdaniem dopasowana idealnie, więc pewnie teraz czytając książkę będę mogła sobie ją tak właśnie wyobrazić. Wiem, że są dalsze ciągi Ani napisane przez Lucy Montgomery, ale nie interesowałam się nigdy dalej niż do "Ani z Wyspy Księcia Edwarda". Ciekawa jestem, czy twórcy serialu pociągną go tak długo, że przyjdzie nam poznać ponad 50letnią Anię i losy jej dzieci?

Zobaczymy... Ja póki co bardzo polecam!

drevnikocurek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz