Oskar. Kot, który przeczuwa śmierć

Książka od długiego czasu leżała na półce i czekała... Aż dopadło mnie zapalenie gardła i antybiotyk na tydzień, a to wszystko zbiegło się z Amberkowym 4letnim pobytem u nas, którego niestety nie było dane nam świętować...

Książka jest tematem akurat na jesień i nastrój, jaki panuje nim przyjdzie Święto Zmarłych. Śmierć głównie kojarzy się ze starszymi ludźmi, starością i końcem życia... Z tej książki dowiemy się, jak ten koniec może wyglądać...

Oskar jest jednym z głównych bohaterów, ale też i towarzyszem lekarza, który jest autorem książki. Śledząc wraz z nim jak Sherlock Holmes poczynania kota na oddziale, poznajemy historie wielu ludzi i ich rodzin, których bliscy odchodzą.

Oskar przeprowadza ludzi za Most, a zanim to się stanie poznajemy etapy jakie sieje spustoszenie demencja i wspomniana tam choroba Alzheimera. Okazuje się, że to wcale nie rzadka choroba wśród starszych osób, że zaczyna się sporo wcześniej niepozornie... By na koniec człowiek nie poznawał nikogo z bliskich i był zdezorientowany.

Książkę czyta się szybko, ale też i ciężko, bo sam temat jest nieco ciężki. Trzeba sobie uzmysłowić, że każdego z nas to może czekać. A koty? Koty zawsze były i są magicznymi stworami w naszym życiu. Tworzą dom tam, gdzie się znajdują i chciałabym, aby były ze mną do samego końca - tak jak Oskar u swoich pacjentów.

Pozycja obowiązkowa dla każdego kociarza i nie tylko!

DrevniKocurek

3 komentarze:

  1. Bardzo, ale to bardzo nie chciałabym na starość zachorować na demencję czy Alzheimera. Ale nie mamy wyboru, to się czasem po prostu dzieje. Chyba wolałabym odejść wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Usunęłam komentarz z literówką.

      Pasują mi książki, które czytacie. Cieszę się, że wpadłam na ten blog <3
      Leci do koszyka, tak jak i "Kredziarz".

      A co do magii - moja zginięta Robinsonna wyczuwała mój podły nastrój zanim jeszcze zdałam sobie z tego sprawę. Nie odstępowała mnie wtedy na krok, choć pieszczochem nigdy nie była!
      I wiesz co? Dowiedziałam się niedawno, że nie szła sama za Tęczowy Most. Była z nią dziewczynka z sąsiedztwa, która ją uspokajała, głaskała i mówiła do niej w tych ostatnich chwilach.

      Usuń