2036 origin unknown

 W kosmosie fajnie jest… Mając niewielkie doświadczenie w tej materii można pokusić się o stwierdzenie, że jest tam fajnie. Oczywiście na tyle, na ile pozwala nam nasza wyobraźnia. Niestety, wyobraźnia niektórych twórców kina jest nieograniczona! Niczym nieskrępowana skacze jak mały cielaczek po łące, z jednej radosnej myśli na drugą. A potem powstaje z tego film, który przez pomyłkę można zobaczyć.

Od wielu lat siedzę w tematyce SF. W tłumaczeniu na język polski, skrót ten oznacza in mniej ni więcej Fikcję Naukową. Dobrze napisana książka czy scenariusz filmu powinien być pełen Nauki z lekką domieszką Fikcji. Na tyle niewielką, że jest ona niedostrzegalna a jednocześnie daje możliwość poprowadzenia historii na nowe fascynujące tereny. Zwykle osiąga się to, dzięki urealnieniu jednej z hipotez naukowych. Ludzkość jeszcze tego nie sprawdziła, ale jest duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie mogłoby być. Stąd właśnie mamy całą masę genialnych filmów, które od dawna inspirowały młodych ludzi, którzy dorastali i udowadniali hipotezy SF w rzeczywistym świecie. Urealniali fantastyczne pomysły.

Gdybyśmy porównali to co zostało opisane w końcówce ubiegłego wieku z obecnymi osiągnięciami nauki, można by założyć, że pisarze i filmowcy byli co najmniej wieszczami. Niektórzy musieliby być jasnowidzami. Ale nie byli, oni tylko wymyślali swoje historie tak, by były one prawdopodobne.

Niestety, jest całe grono twórców, którzy mają głęboko gdzieś, że są debilami i tworzą kontent dla debili. Tylko dlaczego ktoś taki jak ja czy Ty musimy tracić czas, którego nikt nam już nie odda, na oglądanie takiego wiadra shitu? I to nie ma tak, że szybko się zorientujesz co się wyrabia. O nie… Shit z wiadra sączy się na twoją głowę kropelka po kropelce, najpierw powoli, potem coraz szybciej i więcej, by na koniec chlusnąć ci w twarz całą swoją śmierdzącą zawartością.

I teraz nachodzi mnie myśl. Dlaczego do nędzy mam iść do kina czy kupić film? Żeby ten gnój jeden z drugim obrzygał mnie swoją interpretacją Nauki i jeszcze dostał za to moje, ciężko zarobione pieniądze? I taki popapraniec wyjdzie rano ze swojego loftu na Long Island, wsiądzie do swojego Porsche Cayman i pojedzie na śniadanie do swojej ulubionej restauracji. I tu pojawia się ten kulminacyjny moment… Moment płacenia rachunku. Wyciągnie on swoją złotą American Express i… Tak, wyda TWOJE pieniądze. Dokładne te, które dałeś mu dzień wcześniej płacąc za bilety do kina.

Ja na szczęście zobaczyłam ten film za całkowitą darmoszkę. Twórca nie dostał nic. Uważam, że to uczciwa cena za gwałt intelektualny na moim umyśle. Nie sądzicie?

Ach… Niemal zapomniałam, film którego nie należy oglądać a który to zainspirował mnie do napisania powyższego tekstu to: „2036 prof im unknown”.

MotylekMagdalena

1 komentarz: