Life


Pamiętacie jak całkiem niedawno pisałam o nowej odsłonie „Obcego”? W tamtej recenzji napisałam, że powstało wiele filmów bazujących na pierwotnej idei grozy zawartej w pierwszych częściach Obcego? Pisałam, że nie należy bać się powrotu do korzeni, bo to nadal chwytliwy temat. I jak się okazał miałam rację.

Całkiem niedawno powstał film „Life”, który dokładnie, choć nie idealnie (ale mnie ciężko dogodzić) właśnie bazuje na pomyśle walki z obcą istotą w klaustrofobicznych korytarzach statku kosmicznego. I co? I właściwie tutaj powinnam zakończyć recenzję, gdyż nie ma tam nic więcej. Ale czy musi być? Pewnie że nie! 

Film trzyma w napięciu w zasadzie od pierwszych scen, doskonale budowana jest atmosfera, która prowadzi nas od chwili eksperymentu naukowego aż po koszmarną rzeź. Na koniec dostajemy miłą dla wytrawnych kinomanów wisienkę na torcie w postaci happyendu, które jak wiecie uwielbiam w takich filmach…

W zasadzie nie ma się do czego przyczepić. Dobra gra aktorska pozwala cieszyć się filmem bez uczucia większego zmęczenia. Fabuła jak najbardziej wciągająca choć oczywiście przewidywalna. Ale nie o to chodzi w tego typu produkcjach, by fabułą miała powalać na kolana. Wręcz przeciwnie. Mamy się spodziewać tego co ma się wydarzyć a twórcy będą nam podsuwać różne zaskakujące smaczki, łamiące linię schematycznego myślenia. Bardzo dobry zabieg wręcz niezbędny.

W swojej klasie gatunkowej jak najbardziej film godny polecenia. 
Dobry, wręcz idealny na jesienne, deszczowe wieczory.

MotylekMagda

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz