Fringe: Na granicy światów.
Powiem szczerze, że byłam mocno spragniona czegoś z gatunku X-files i z napięciem oczekiwałam pierwszego odcinka.
Serial nie zawiódł moich oczekiwań. Trzymające w napięciu odcinki z każdą swoją odsłoną ukazują nam kolejny fragment zagadki.
Początkowo nie wiedząc kompletnie nic, wraz z trójką głównych bohaterów powoli odkrywam czym jest "wzorzec".
Dobry humor, pozwala spojrzeć na tematykę serialu z przymrużeniem oka a jednocześnie nie tracić nic z emocji odkrywania kolejnych zagadek.
Podoba mi się również to, że Olivia Dunham gana przez Anna Torv, nie jest wielką pięknością a po prostu przeciętną blondynką. Dzięki temu człowiek nie zastanawia się przez pół odcinka, czy taka ilość sylikonu w piersiach sprawia ból w trakcie biegania...
Główne postaci, są oczywiście mocno przerysowane ale dodaje im to swoistego uroku.
Olivia Dunham (Anna Torv) - Nieco naiwna, ale bardzo ambitna agentka FBI
Dr Walter Bishop (John Noble) - Szalony naukowiec, który spędził w domu wariatów ostatnie 15 lat.
Peter Bishop (Joshua Jackson) - Ogólnie "niepotrzebny" w serialu syn dr Bishopa, bez którego nie było by niestety "tego gościa" od sarkastycznego humoru, częstych docinków i zabawnych uwag.
Serial kręcony jest raczej w starym stylu. Oczywiście efekty specjalne są na wysokim poziomie. Szczególnie podobają mi się wpisane w otoczenie napisy 3D. Chodzi mi o te napisy "New York, sunday, 04:15" wtopione na przykład w ujęciu pokazującym Statuę Wolności.
Ostatni odcinek zachwycił mnie patentem na motylki ze skrzydełkami zaostrzonym jak brzytwy... Ech szkoda, że okazały się tylko halucynacją...
Więcej szczegółowych informacji na temat serialu znajdziecie na:
Fringe: Na granicy światów
Ja, ze swojej strony po obejrzeniu kilku odcinków mam pragnienie na więcej.
Talisha
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz