Opowieści z San Francisco

Czasem wieczorem jak szukam po Netflixie trafię na jakąś perełkę. I tym razem jest to miniserial "Opowieści z San Framcisco". Momentami dość odważne przedstawienie tematu prowadzi nas jednak poprzez różne historie.

Daleko mu do "L Word", ale ma swój klimat i pomysł. Poznajemy historię nieco od końca, jednocześnie ocierając się o współczesny dość odważny świat. W Polsce na pewno o czymś takim można zapomnieć, bo marzyć na próżno.

Między historiami - od problemów z partnerem, po konsekwencje zmiany, a raczej decyzji o tym, by być sobą - w tym całym poszukiwaniu siebie - docieramy do główne, która to wszystko zaczęła.

Nie ukrywam, że nie wszystko mnie przekonuje, ale muszę przyznać bez bicia - nikt nikomu tu krzywdy nie robi, a świat ma wiele odcieni - pewnie wystarczy się wgłębić w każdy temat z osobna, by zrozumieć. Albo postarać się.

Najbardziej jednak uchwyciła mnie historia Anny i dla niej bardzo polecam ten film. Nie chodzi o sam temat - nie będę spoilerować - musicie obejrzeć to sami -, ale o sam wydźwięk tej historii. Ile z nas tak naprawdę żyje swoim wymarzonym życiem? Czy to, co robimy tu i teraz jest tym, do czego dążymy?

Podobnie jak przy innych tego typu filmach czy serialach moje myśli lecą naprzód - dalej, głębiej... Czym jest odwaga życia, jako my sami - wobec takiej odwagi by być sobą i z kimś, kogo się kocha? Znam wiele historii, gdzie ktoś jest z kimś, bo kredyt i dzieci... A miłość?

Bardzo Wam polecam ten serial na jesienne wieczory - jest odważny, ale musi taki być, bo obawiam się, że inaczej by nie dotarło. Jest sporo też ciężkich tematów, o których dzisiaj się nie pamięta, ale żniwo tamtych czasów zebrane... Myślę, że żyją osoby z tamtych czasów do dzisiaj.

Miłego oglądania.

DrevniKocurek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz