Heja! Pomyślałam, że jak po raz kolejny napiszę, że "Dawno mnie tu nie było" to literalnie zhaftuję się na klawiaturę. A że bardzo lubię moją klawiaturę, to zacznę po prostu od "hej". Hej jest neutralne i jakoś tak pasuje. Uniwersalne powitanie.
Jak już pewnie się domyśliliście po tytule dzisiaj będzie o karciance, która była dla mnie nie lada wyzwaniem. Ze trzy razy się do niej zabierałam i za każdym razem stwierdziłam, że nie umiem w to grać i się poddawałam. Dopiero teraz okazało się, że gra jest trudna, ale jak najbardziej do opanowania. Może dlatego, że zmienił się samouczek? Być może. A może dlatego, że miałam sporo przerwy od innych karcianek i podeszłam do gry ze świeżym umysłem? Pewnie i jedno i drugie po trochu.
Ale o co takie halo? Gwint od początku urzekł mnie niesamowicie piękną oprawą graficzną. Animowane karty, to coś czego nie zobaczycie w innych grach. Do tego świetne efekty, modele 3D dowódców oraz niesamowita oprawa muzyczna. Poza tym wiecie, klimat Wiedźmina jest jak najbardziej niepowtarzalny i ma w sobie to coś. Przestało mi już nawet przeszkadzać, że wielu postaci nie kojarzę. Tak, mam zaległości i to spore jeśli chodzi o gry o Białym Wilku. Z pamięcią tego, co działo się w książkach też nie jest najlepiej. Ale powiem wam, że to właśnie Gwint sprawił, że mam ochotę jeszcze raz zanurzyć się w świecie Wieśka. Akurat mam kilka dni by nadrobić czytanko i może, jak zgonię młodego z komputera to siądę sobie do pierwszej części gry.
Oczywiście pisząc o Gwincie nie wolno zapomnieć o powstałej na jego podstawie grze Thronebreaker: The Witcher Tales. Dla tych co nie wiedzą jest to gra przypominającego troszkę Magic the Gathering z 1997 roku. A dla tych co kompletnie nic nie kumają, to trochę jak połączenie Heroes of Might and Magic z bitwami rozgrywającymi się jako gra karciana. Co ciekawe Gwint i Thronebreaker są ze sobą powiązane i czasami grając w jedno można zdobyć karty do drugiego lub odblokować jakieś osiągnięcie. Co mogę powiedzieć? Pomimo, że jedna gra to e-sportowa gra oparta na rankingach i sezonach, a druga to zabawa wykorzystująca mechanikę tej pierwszej, to jednak warto grać sobie w jedno i drugie. Zupełnie inne doświadczenia i przeżycia. Choć niewątpliwie Thronebreaker podnosi naszego skilla. Szczególnie jak się jest początkującym graczem tak jak ja.
Oczywiście ja na polskie studio przystało, CD Project Red zadbał o fantastyczną, pełną Polską wersję językową. Tak więc nie musimy się absolutnie martwić o zrozumienie zasad, opisów kart itp.
Wracając jednak do Gwinta, to jest to zupełnie inna gra od większości karcianek, które po paru większych czy mniejszych modyfikacjach są zwykłymi klonami Magica. Tak Gwint zapewnia nam zupełnie i całkowicie inną grę. W skrócie gra jest podzielona na trzy rundy, w których wykładamy naprzemiennie karty w dwóch rzędach. Każdą rundę możemy spasować, ale naszym zadaniem jest wygrać dwie z nich. Każda karta ma swoją punktację. Kto będzie miał więcej punktów w swoich kartach na stole, ten wygrywa rundę. I tyle albo aż tyle. Wiem, że krótki lakoniczny opis może nie pobudzić waszej wyobraźni wystarczająco, ale chodzi mi o to, że zasadniczo gra jest bardzo prosta. Przynajmniej na początku, kiedy zaczynamy to nie musimy uczy się tysiąca reguł. Oczywiście, od opanowania zasad do bycia dobrym graczem dzieli nas przepaść. Ale jeśli zrozumiemy zasadę poddawania rund, to już poleci wszystko z górki.
Na pewno nowy samouczek zdecydowanie pomoże wam nauczyć się podstaw i zaprezentuje wam grę z najlepszej strony. Mam tylko do was małą prośbę. Jeśli zamierzacie spróbować, to zarejestrujcie się przez mój reflink. Nic wam to nie zmienia, a za to zarówno ja jak i wy dostaniemy bardzo fajne nagrody!
https://www.playgwent.com/invite-a-friend/3VQPZUA3XY
Zapraszam wszystkich do wspólnej rozgrywki, ścigania się w rankingach oraz do rozmowy na temat gry.
Magdalena Motylek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz