1922


Dawno, dawno temu… A dokładniej prawie sto lat temu, w odległym kraju, na drugiej półkuli, żyli sobie farmerzy. Nie grzeszyli inteligencją, która z resztą nie bardzo była im potrzebna. Kochali za to swoja ziemię i proste zasady. Tak mniej więcej rysuje się fabuła „1922”. Cała reszta, to w zasadzie konsekwencje powyższego. To całkiem dobrze opowiedziana historia, w której narratorem jest 100% „redneck” z odpowiednim akcentem i specyficznym tokiem rozumowania. Jak już pisałam cała rozgrywająca się tragedia, ma swój początek i koniec właśnie w mentalności farmerów z „nadal dzikiego zachodu”. 

Pomijając wszystko, w trakcie oglądania ma się nieodparte wrażenie, że takie życie miało swój urok. Prostota, ciężka fizyczna praca, wieczory na werandzie z fajka, piwem i w bujanym fotelu. Lub czytanie książki przy blasku lamy naftowej… Ech… Sielskie życie. Nie ma co. Do tego masz swoją strzelbę i pudełko naboi. Możesz dobić chorą krowę, lub wkurzającą żonę. Twoja decyzja, synu.

Film jest oparty na noweli Kinga. I naprawdę, nie wiedziałam! Z resztą ciężko byłoby się tego domyśleć.

Cała opowieść skonstruowana jest tak, byśmy nie lubili bohaterów. Ich porażki i błędy nas irytują. Ojciec, matka syn, jego dziewczyna, to banda głupków. Oczywiście, Forest Gump, dał się lubić pomimo swojego opóźnienia w rozwoju, bo taka był przedstawiony byśmy go lubili i byli empatyczni. W tej produkcji widz ma się poczuć kimś lepszym i mądrzejszym i cieszyć się z kar jakie spadają na bohaterów.

Przyznam, że tym zabiegiem film ratuje się na tyle, że warto zawiesić na nim oko. I na tej podstawie polecam tę pozycję.

MM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz