Film zapoczątkowany rysunkami Sempe'go, który jest autorem rysunków obecnych w każdym wydaniu serii, przeszedł w film z obsadą aktorską. Obawiałam się, że mój odbiór Mikołajka zostanie zaburzony i się zawiodę... Ale jednak nie.
Aktorów dobrano niemalże z dokładnością kreski Sempe'go... ;) Stereotypowa mama i tata zostali doskonale przedstawieni niemalże tak samo zabawnie jak w książce. Z jednym "ale". Mama Mikołajka w książeczce jest sympatyczniejsza niż została przedstawiona w filmie.
To samo tyczy się szkolnych kolegów Mikołajka. Momentami miałam wrażenie, że rysunkowi chłopcy się ucieleśnili. ;) Tego wrażenia jednak nie miałam, kiedy w akcji pojawił się Rosół. A szkoda, bo był jedną z bardziej pociesznych postaci z książki... Wypadł jakoś tak groźnie dla mnie. I bez wyrazu.
Jednak należy się duży plus dla reżysera, że z książeczki z kilkoma opowiadaniami, udało mu się zrobić całość. Skupił się on na temacie przewodnim, czyli Mikołajek obawia się, że będzie miał braciszka, a mimo to dzięki połączeniu z tym wątkiem innych przygód Mikołajka z książki, pokazuje świat w jakim żyje chłopiec. Dzięki temu mamy wszystkie psikusy Mikołajka połączone w jeden film.
Film jest zabawny też dzięki temu, że nie został przeniesiony do czasów współczesnych. Akcja dzieje się, zgodnie z książeczką "Mikołajek", w latach pięćdziesiątych... Więc jest to też fajną okazją do przypomnienia sobie jak te lata wyglądały. I do przypomnienia sobie książkowej serii przygód małego chłopca.
Można go trochę odebrać jako filmową reklamę pierwszej książeczki z serii o Mikołajku, ale... Czasami jest to jedyna droga, aby dotrzeć do większego grona i zachęcić do zapoznania się z pisanorysunkową wersją jego przygód. Tym bardziej, że reżyserowi udało się zachować charakter i humor z jakim opowiadał je Goscinny.
Myślę, że film spodoba się zarówno dzieciom jak i dorosłym. Polecam! :)
Drevni Kocur
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz