W stylu pisania przeplata się rozmowa z cieniem dawnego ukochanego, strumień świadomości i skojarzeń, oraz ogólna narracja z perspektywy kilku bohaterów. M. in. pielęgniarki zajmującej się chorą. Opisy wydarzeń z przeszłości z wydarzeniami teraźniejszymi. Tak jakby oba okresy miały miejsce jednocześnie tylko w dwóch innych miejscach na świecie.
Opisane jest sporo pobocznych wątków. Ukazany jest jej przyjaciel Buddy, który ma jakieś ukryte przed światem kompleksy i tajemnicę. Z pozoru wyluzowany i pocieszny chłopak. Ale to właśnie on będzie między innymi przyczyną potoczenia się tak, a nie inaczej dalszych losów wszystkich zgromadzonych przyjaciół.
Rozterki przyszłej panny młodej. Cała bieganina i przygotowania do ślubu. Oczywiście we wszystkim uczestniczy Ann. Jest jako jedyna wtajemniczona w rozmyślania Lilii. Poznaje drugą stronę powodów i tego, co kieruje przyszłą żoną Carl'a.
W czasie gdy umierająca Ann przeżywa wydarzenia z przeszłości, jej dzieci zastanawiają się jakie miała zycie. Czy było spełnione? Czy ich matka jest zadowolona? Wszak miała kilku mężów i mieszkała w wielu miejscach na świecie... I ma troje dzieci. Co o nich myśli? Padają pytania o to kim jest Harris, którego matka tak wciąż woła przez sen...
A Ann wszystko dookoła niej przywołuje obrazy przeszłości... Widok za oknem... Sosnowa poduszeczka leżąca nieopodal łóżka... Zapachy. Pory dnia. Przychodzą do niej ludzie. Żegnają się... Kim oni są? Wspomina... Jacy byli? Co robią teraz? Do jakich wniosków dojdzie po przemyśleniu tego wieczoru, który odcisnął takie piętno? Co by było gdyby...?
Na podstawie książki powstał film przy współpracy Michael'a Cunningham'a z autorką książki Susan Minot. Delikatny, melancholijny... I nie mogę się zdecydować czy podnoszący na duchu, czy dołujący. Film jednak jest nieco odmienny od książki.
Przepiękne krajobrazy dopełnione piękną muzyką Kaczmarka. Doskonała gwiazdorska obsada. Role zagrane rewelacyjnie. Dosłownie nie ma się do czego przyczepić.
Jeśli chodzi jednak o treść filmu i książki to wątki zostały nieco pozmieniane. Ma to usprawiedliwienie w tym, że książkę jest naprawdę trudno przełożyć na film. A poza tym, gdyby tak zrobiono to nie trwałby dwóch godzin tylko z tydzień.
Twórcy jednak mieli w tym swój cel. Film budzi zupełnie inne emocje niż książka. Kiedy przy książce wzruszyłam się może raz czy dwa to przy filmie płakałam kilka razy. Doskonale zostały odzwierciedlone emocje i rozterki Ann. To jak przeżywała wszystko.
Film też ukazuje coś innego. To co łączy Ann z Harrisem jest ukazane obiektywnie i nie wyczuwa się w tym jakiejś atmosfery miłości... Przynajmniej nie od jego strony. Nie pokazane jest dosłownie też to, dlaczego ich historia kończy się tak a nie inaczej... Widz ma dojść do tego sam.
Film jest piękny też dzięki swojej prostocie kontrastów. Świt - wieczór. Młodość - starość. Ukazane są głębiej i nieco inaczej problemy córek Ann. W książce nie było kilku faktów, ale to nie zmienia tego, że dzięki wprowadzeniu ich do filmu, film oddaje głębszy sens. Obraz tego, co przekazuje książka zostaje zachowany.
Inaczej jest też pokazana historia Lilii i tego, co nią kieruje. Tak jak i kluczowe wydarzenia pokazane są inaczej. W książce wyrzuty sumienia będzie miała cała grupa przyjaciół. W filmie ma je tylko jedna kluczowa para...
Zarówno książka jak i film skłaniają do refleksji nad własnym życiem, uczuciami... Decyzjami z przeszłości. Skłania do tego, aby się cofnąć, zastanowić jak to było i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy się żałuje? Czy to były błędy? Czy chcieliśmy, aby być teraz w tym właśnie miejscu? I co najważniejsze: Czy jesteśmy szczęśliwi?
Na koniec powiem, że polecam książkę, bo bardzo jestem ciekawa waszych opinii... I dodać jeszcze mogę tylko jedno: "jesteśmy niezwykłymi istotami... a i tak na koniec większość z tego okazuje się być bez znaczenia".
Drevni Kocur
Hiii! Bardzo dobra i dobrze napisana recenzja! Jak zwykle jestem pod wrażeniem! :D Tym bardziej jak to czytam jestem za poprawieniem recenzji Avatara, która wyszła nam tak sobie. Myślę, że najlepiej nam idzie pisanie oddzielnie. Gdy piszemy coś razem to mieszają nam się nasze style i wychodzi mierny efekt.
OdpowiedzUsuń