Lubicie małe miejscowości? Historię poznawaną od kilku stron? I lekki styl?
Sylwia Markiewicz ukazuje nam mała miejscowość i jej różnorodnych mieszkańców. Poznamy tutaj jakby miejską Szeptuchę, która nazywa się Wiedźmą i jej to nie przeszkadza. Najbardziej ją polubiłam!
Poznamy też Lilianę, dziewczynę z dość trudnym startem w życiu, ale z pasją, która nadaje jej cel i piękno. Jej ojca zajmującego się stajnią oraz pomocnika ogrodnika z drobną przypadłością...
A także rudowłosa sąsiadkę...
Wioska spokojna, nic się w niej nie dzieje, dlatego też od początku nie wiemy czego tam może szukać Wiktor mieszczuch z Warszawki? I co pocznie z natrętna zauroczona dziewczyna?
Miałam mieszane uczucia, a przeczucia babki Walentyny mnie tylko utwierdziły, że to nie będzie taka sielankowa powieść...
Autorka ma lekki styl i bardzo dobrze mi się czytało. Jak zaczęłam jednego dnia tak drugiego czytałam do samego końca...
Podobało mi się przeskakiwanie między postaciami, dzięki temu powieść jest wielowątkowa, ale jednocześnie nie wprowadziło to chaosu. Postaci są charakterystyczne, każda ma swoją historię i to na duży plus. I bardzo przyjemnie mi się kibicowało...
Zupełnie się nie spodziewałam i bardzo mnie zaskoczył przebieg historii. To na plus oczywiście. Wydawałoby się obyczajowa książka, ale jednak powiew tajemnicy mnie prowadził dalej i dalej...
Ale nie mogę zdradzić Wam nic więcej, bo stracicie zabawę z czytania. Książka jest wg mnie doskonała na wakacje właśnie albo na spokojny weekend, gdzie z herbata malinową w cieniu na balkonie będziecie się mogli oddać lekturze.
To moje pierwsze spotkanie z tą pisarką i jestem bardzo pozytywnie zaskoczona!
No i tak, Liliana zdecydowanie powinna mieć kota - najlepiej białego jak śnieg
