1922


Dawno, dawno temu… A dokładniej prawie sto lat temu, w odległym kraju, na drugiej półkuli, żyli sobie farmerzy. Nie grzeszyli inteligencją, która z resztą nie bardzo była im potrzebna. Kochali za to swoja ziemię i proste zasady. Tak mniej więcej rysuje się fabuła „1922”. Cała reszta, to w zasadzie konsekwencje powyższego. To całkiem dobrze opowiedziana historia, w której narratorem jest 100% „redneck” z odpowiednim akcentem i specyficznym tokiem rozumowania. Jak już pisałam cała rozgrywająca się tragedia, ma swój początek i koniec właśnie w mentalności farmerów z „nadal dzikiego zachodu”. 

Pomijając wszystko, w trakcie oglądania ma się nieodparte wrażenie, że takie życie miało swój urok. Prostota, ciężka fizyczna praca, wieczory na werandzie z fajka, piwem i w bujanym fotelu. Lub czytanie książki przy blasku lamy naftowej… Ech… Sielskie życie. Nie ma co. Do tego masz swoją strzelbę i pudełko naboi. Możesz dobić chorą krowę, lub wkurzającą żonę. Twoja decyzja, synu.

Film jest oparty na noweli Kinga. I naprawdę, nie wiedziałam! Z resztą ciężko byłoby się tego domyśleć.

Cała opowieść skonstruowana jest tak, byśmy nie lubili bohaterów. Ich porażki i błędy nas irytują. Ojciec, matka syn, jego dziewczyna, to banda głupków. Oczywiście, Forest Gump, dał się lubić pomimo swojego opóźnienia w rozwoju, bo taka był przedstawiony byśmy go lubili i byli empatyczni. W tej produkcji widz ma się poczuć kimś lepszym i mądrzejszym i cieszyć się z kar jakie spadają na bohaterów.

Przyznam, że tym zabiegiem film ratuje się na tyle, że warto zawiesić na nim oko. I na tej podstawie polecam tę pozycję.

MM

Orange Is the New Black

Netflix zachęcił mnie do obejrzenia tego serialu jakąś zapowiedzią czy reklamą, że są nowe odcinki. Początkowo dość sceptycznie podchodziłam do serialu, ale też szukałam czegoś innego, nowego, po dotychczasowych typach seriali... I choć nie przepadam za komediodramatami ten okazał się ciekawy!

Ale od początku! To zupełnie nowy klimat serialu jak dla mnie. Więzienie kobiece, gdzie jest mały rygor, ale jednak panują jakieś zasady. Mają bibliotekę, fryzjera, pralnię... Jakby pracę na czas odsiadki. Historia zaczyna się od jednej osoby, a kończy na całej rodzinie kobiet.

Postacie są tutaj dopracowane od ogółu do szczegółu, każda kobieta jest inna, ma inne problemy, hobby, z innego powodu trafiła do więzienia... Czasem to zaskakuje, bo nie od razu wiadomo kto za co wpadł. Dawno nie trafiłam na tak dopracowany serial pod względem bohaterek. Mimo, że jest to komediodramat to człowiek się zżywa, cieszy i płacze czasami ze wzruszenia. Bo bywają i takie momenty, ale też i zaskoczenia...

Brakowało mi takiego odcinającego od codzienności serialu. Tym bardziej, że tutaj są pokazane relacje w grupie, mechanizmy społeczne, zależności, układy. To jest właśnie najciekawsze w tym serialu - ukazanie, jak się kształtują relacje i społeczne podziały mimo tego, że zewnętrzne warunki wcale tych podziałów nie wymuszają. Ale są, i są zasady, za których złamanie można oberwać.

Sezonów jest pięć, ja jestem już w drugim. Wciąga i bardzo ciężko się oderwać. Ale z drugiej strony nie chciałoby się być na ich miejscu. Nowa sytuacja i odcięcie się od "normalnego" życia sprawia, że każda z nich spotyka swoje własne ja, którego nie znała...

Myślę, że serial jest dobry dla każdego i koniecznie jak dzieci już śpią, bo jak sam Netflix informuje "Wulgarny język, Seks. Przemoc, Narkotyki". Na szczeście póki co nie jest to jakieś dominujące serial. Więcej tu psychologii i komediodramatu, a także ciekawych dialogów, historii osadzonych, ale też i strażników i strażniczek więziennych.

Ale nie będę zdradzać fabuły - jest ciekawie i warto spróbować się zapoznać.
Nic na siłę, nie każdy lubi takie klimaty. Ja mimo oporów się wciągnęłam i polecam!

drevnikocurek


Mroczna wieża The Dark Tower


Ciekawy film wczoraj widziałam. Siadłyśmy jak zwykle z Drewnim i Skrzatowskim do „Wieczorku filmowego”. Pierwszy film sobie odpuszczę. Tzn był bardzo ciekawy, ale nie widzę większego sensu by teraz o nim pisać. Zacznę więc od drugiego, a była nim „Mroczna Wieża” na podstawie książek Kinga.

Kinga, jak już zapewne wiecie znam i czytuję od czasu do czasu. Niestety Mroczna Wieża nie wpadła mi jeszcze w łapki, także nie mogę zjechać filmu od góry do dołu pod tym kontem ;p Mogę za to pod każdym innym, więc spokojnie. :D

Przyznam szczerze, że od razu spodobała mi się koncepcja. Światy połączone ochronną mocą Wieży, do których można się teleportować. Klimat Dzikiego Zachodu wmieszany w SF i współczesność (zależy od świata). Rewolwerowiec z bronią przekutą z Excalibura. No może być tylko miodnie, bo czy można coś takiego spierdolić?

Można…

Ja przypuszczam, że gdyby rozpisać to na jakieś 10 tomów po 600 stron, to można by uchwycić i wyjaśnić całą koncepcję w sposób do przełknięcia. Nie da się tego zrobić w żaden sposób przez 120 minut filmu. No… No nie da się i chu… :)

Totalna rozpierducha. Nie wiadomo kto z kim i dlaczego. Jedni z czarodziejem na czele chcą rozdupcyć Wieżę. Drudzy (ci co jej bronią) przegrali z kretesem. A na sam koniec Just, only one man… Dwoma strzałami zabija czarodzieja i wysadza w powietrze jego superbazę. Dwa strzały. Z serca, nie z pistoletu. Z resztą kij tam jedno z czego.

Film kończy się jedzeniem hot-dogów.

Pod żadnym pozorem nie oglądajcie tego filmu. Tyle. Nie biorę odpowiedzialności za ewentualne uszkodzenia waszych delikatnych, wrażliwych duszyczek.

Film sprawia, że już nigdy nie będziecie tacy jak dawniej...

MM