Doc Martin 1-4

Wierzyć się nie chce, że pierwszy sezon jest z 2004 roku, a serial się ogląda z przyjemnością :) Wydawałoby się, że wtedy była inna jakość nagrywania, jak i w ogóle seriali, a jednak jest perełka!

Przyznaję bez bicia, że miałam dwa podejścia do serialu. Ale wychodzi na to, że Motylowa się nie może zmotywować, więc zaczęłam oglądać sama i przepadłam na amen! Szybko mija te 45 min każdego odcinka, więc leci następny i następny...

Sam Dr Martin w niczym nie jest gorszy od Dr House czy innych seriali tego typu. (Jak np ukochany Monk i Moentalista). Ale trzeba mieć nastrój i lubić taki humor - nie każdy będzie się dobrze bawił przy tym serialu i chętnie zrzuciłby bombę na Portween... ;)

Mi się podoba - jestem w czwartym sezonie, a wyświetliło mi się wczoraj, że będzie premiera 9 sezonu na Netflixie. To oni jeszcze nagrywają? Dobrze liczę, że serial miał start 16 lat temu? Jestem bardzo ciekawa rozwoju wydarzeń!

Serial ma specyficzny humor, ale wg mnie jest doskonały na odstresowanie się. Kotki mnie obkładają pod kocykiem, a ja z herbatą (bez mleka! - fu! Nie jestem w stanie się przełamać!) w ogromnym kubku przepadam w tym miasteczku i zabawnych, a czasami i smutnych historiach...

Bo właśnie w tym tkwi chyba magia dobrych seriali, że się uśmiechniesz, ale i wzruszysz. A czasami po odcinku człowiek się śmieje i kręci głową, jak to możliwe? Ano możliwe. Może czasami warto przestać totalnie śmiertelnie poważnie patrzeć na świat dookoła...

Polecam!


PS. Wiem, że nie lubi kotów, ale JEMU wybaczam.
Drevni Kocurek

2 komentarze: