Mała draka w fińskiej dzielnicy

 

Najnowszą książkę Marty Kisiel dostałam od Wydawnictwa Mięta - zgłosiłam się do akcji recenzenckiej i udało się! :) Gdy książka przyszła od razu siadłam do lektury, a kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać. Liczyłam na to, że odetnę się od rzeczywistości w dość stresującym czasie i nie zawiodłam się!

W historię wprowadza nas sama główna bohaterka, opowiadając wszystkie perypetie i co i jak i dlaczego tak... Musiałam nieco się przyzwyczaić do takiego typu narracji, ale nawet mi to nie przeszkadzało już później. Uwagi głównej bohaterki nie raz wywołały uśmiech... ;)

Jesteśmy wprowadzani stopniowo w coraz większą sieć zagadek, a do tego wciąga nas fińska mitologia zabarwiona słowiańską. Do tego magia łącząca babcie naszych bohaterów, i nie tylko... Poznajemy magiczne postacie, niespodziewane zwroty akcji i dość nieprzywidywalne zachowania duchów...  

Historia Sławy Żmijan poza humorystyczną opowieścią zabarwioną magią pokazuje też ciemne strony dorosłości i samowystarczalności. Ciężkie początki, gdzie czasem coś nie wychodzi, trzeba się przeprowadzić w gorsze warunki, zmienić pracę i próbować jakoś dryfować i nie tonąć... A także próbę pożegnania ze światem, jakiego już nie będzie - bo babcie przecież nie są wieczne. I mi się to drugie dno wplecione w mitologię bardzo podobało.

Klimat małego miasteczka, wspólnego podwórka, babcie, które zawsze pomogą i zaopiekują, ale mają też swoje tajemnice... Sprawy dorosłych, o których czasem człowiek się dowiaduje jako sam będący młodym dorosłym. Wnuki, które też nieco mają za uszami, ale jakoś tak nie zawsze jest po drodze się chwalić... Wywołuje nieco wspomnień, ale i budzi refleksję, że z kolejnymi pokoleniami bywa bardzo podobnie...

Czytałam różne opinie nim dotarła do mnie książka, ale nie wypowiem się, bowiem Marty Kisiel czytałam tylko opowiadanie i "Małe Licho". Tę książkę oceniam jako tako wakacyjną, lekką, ale najwięcej z niej wyciągną zdecydowanie osoby pełnoletnie, pamiętające czasy bez telefonów, gdzie spędzało się czas pod blokiem, a z okna następował nieodwołalnie codziennie głos babci "pora na obiad!" :)

Książkę polecam, lekko się czytało, przyjemnie, a i był moment do wzruszenia się, jak i uśmiechu. Skutecznie uciekłam w fantastyczną wioskę fińskich domków na kilka godzin i chciałoby się tam zostać... Ale może bez takich hm sensacji z duchami... ;D Dużo cennych przesłań, ale były też momenty, kiedy skłoniła mnie do refleksji...

Celowo nie zdradzę Wam więcej byście sięgnęli sami! :)

PS. Mi się te włochate zmieniaczki kojarzyły nie wiedzieć czemu z Bobkiem z Muminków XD

DrevniKocurek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz