Oskar. Kot, który przeczuwa śmierć

Książka od długiego czasu leżała na półce i czekała... Aż dopadło mnie zapalenie gardła i antybiotyk na tydzień, a to wszystko zbiegło się z Amberkowym 4letnim pobytem u nas, którego niestety nie było dane nam świętować...

Książka jest tematem akurat na jesień i nastrój, jaki panuje nim przyjdzie Święto Zmarłych. Śmierć głównie kojarzy się ze starszymi ludźmi, starością i końcem życia... Z tej książki dowiemy się, jak ten koniec może wyglądać...

Oskar jest jednym z głównych bohaterów, ale też i towarzyszem lekarza, który jest autorem książki. Śledząc wraz z nim jak Sherlock Holmes poczynania kota na oddziale, poznajemy historie wielu ludzi i ich rodzin, których bliscy odchodzą.

Oskar przeprowadza ludzi za Most, a zanim to się stanie poznajemy etapy jakie sieje spustoszenie demencja i wspomniana tam choroba Alzheimera. Okazuje się, że to wcale nie rzadka choroba wśród starszych osób, że zaczyna się sporo wcześniej niepozornie... By na koniec człowiek nie poznawał nikogo z bliskich i był zdezorientowany.

Książkę czyta się szybko, ale też i ciężko, bo sam temat jest nieco ciężki. Trzeba sobie uzmysłowić, że każdego z nas to może czekać. A koty? Koty zawsze były i są magicznymi stworami w naszym życiu. Tworzą dom tam, gdzie się znajdują i chciałabym, aby były ze mną do samego końca - tak jak Oskar u swoich pacjentów.

Pozycja obowiązkowa dla każdego kociarza i nie tylko!

DrevniKocurek

2036 origin unknown

 W kosmosie fajnie jest… Mając niewielkie doświadczenie w tej materii można pokusić się o stwierdzenie, że jest tam fajnie. Oczywiście na tyle, na ile pozwala nam nasza wyobraźnia. Niestety, wyobraźnia niektórych twórców kina jest nieograniczona! Niczym nieskrępowana skacze jak mały cielaczek po łące, z jednej radosnej myśli na drugą. A potem powstaje z tego film, który przez pomyłkę można zobaczyć.

Od wielu lat siedzę w tematyce SF. W tłumaczeniu na język polski, skrót ten oznacza in mniej ni więcej Fikcję Naukową. Dobrze napisana książka czy scenariusz filmu powinien być pełen Nauki z lekką domieszką Fikcji. Na tyle niewielką, że jest ona niedostrzegalna a jednocześnie daje możliwość poprowadzenia historii na nowe fascynujące tereny. Zwykle osiąga się to, dzięki urealnieniu jednej z hipotez naukowych. Ludzkość jeszcze tego nie sprawdziła, ale jest duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie mogłoby być. Stąd właśnie mamy całą masę genialnych filmów, które od dawna inspirowały młodych ludzi, którzy dorastali i udowadniali hipotezy SF w rzeczywistym świecie. Urealniali fantastyczne pomysły.

Gdybyśmy porównali to co zostało opisane w końcówce ubiegłego wieku z obecnymi osiągnięciami nauki, można by założyć, że pisarze i filmowcy byli co najmniej wieszczami. Niektórzy musieliby być jasnowidzami. Ale nie byli, oni tylko wymyślali swoje historie tak, by były one prawdopodobne.

Niestety, jest całe grono twórców, którzy mają głęboko gdzieś, że są debilami i tworzą kontent dla debili. Tylko dlaczego ktoś taki jak ja czy Ty musimy tracić czas, którego nikt nam już nie odda, na oglądanie takiego wiadra shitu? I to nie ma tak, że szybko się zorientujesz co się wyrabia. O nie… Shit z wiadra sączy się na twoją głowę kropelka po kropelce, najpierw powoli, potem coraz szybciej i więcej, by na koniec chlusnąć ci w twarz całą swoją śmierdzącą zawartością.

I teraz nachodzi mnie myśl. Dlaczego do nędzy mam iść do kina czy kupić film? Żeby ten gnój jeden z drugim obrzygał mnie swoją interpretacją Nauki i jeszcze dostał za to moje, ciężko zarobione pieniądze? I taki popapraniec wyjdzie rano ze swojego loftu na Long Island, wsiądzie do swojego Porsche Cayman i pojedzie na śniadanie do swojej ulubionej restauracji. I tu pojawia się ten kulminacyjny moment… Moment płacenia rachunku. Wyciągnie on swoją złotą American Express i… Tak, wyda TWOJE pieniądze. Dokładne te, które dałeś mu dzień wcześniej płacąc za bilety do kina.

Ja na szczęście zobaczyłam ten film za całkowitą darmoszkę. Twórca nie dostał nic. Uważam, że to uczciwa cena za gwałt intelektualny na moim umyśle. Nie sądzicie?

Ach… Niemal zapomniałam, film którego nie należy oglądać a który to zainspirował mnie do napisania powyższego tekstu to: „2036 prof im unknown”.

MotylekMagdalena

Moja najdroższa

Zobaczyłam opis z tyłu okładki, no dobra, zapachniało coś jakimś survivalem. Ale poniżej polecenie Stephena Kinga dało na myśl o Dziewczynie z pociągu, która także była debiutem polecanym i reklamowanym jako bestsellery bardziej niż była warta.

Ale dobra, postanowiłam dać temu szansę. Początkowo miałam ochotę dać sobie spokój, bo bardzo ciężko jakoś się to czytało, nie tak szybko i wciągająco. Stwierdziłam, że się zaprę, nie odłożę jak kilka innych książek. Zobaczę jak to wszystko się potoczy.

Jak dla mnie autor chyba lubi Kinga, bo były opisy, które nie mają kompletnie znaczenia dla samej fabuły, może nazwy pistoletów znawcom coś mówią, ja je czytałam i nawet nie sprawdzałam w necie, co to za broń. Reżyser miałby z głowy scenerię.

Jest to historia dziewczynki, która umie strzelać z broni i czyścić ją, ale jako czternastolatka w szkole ma problemy. Słabo wg mnie rozwinięto wątek nauczycielki, która widzi jakieś nieprawidłowości i symptomy. I też to wyszkolenie, jak na jakąś survivalistkę nieco odrealnione. A dialogi kolegów rozśmieszające, ale zupełnie jak z jakiegoś Stranger Things.

Opisów momentami za dużo, i czasami dosłownie zasypiałam. Opisy chorej relacji ojca z córką właściwie nie wiem po co aż takie dokładne. Jakby nie od tej strony, co trzeba - pierwszy raz czytam książkę z takim wątkiem. Filozofowania za dużo i momentami bez sensu i nużące... Zasnęłam chyba z pięć razy przy jej lekturze. Bardzo się broniłam, żeby dotrwać do końca.

Fakt jest taki, że mimo wszystko chce się znać zakończenie. A ja już się go domyśliłam, gdy pojawił się kolejny domownik. Ale stwierdziłam, ok, niech będzie. Ostatnie dwa rozdziały miały być pewnie psychologicznym przesłaniem - nie spodziewałam się ich. Ale też i nie do końca - gdyby ich nie było książka niewiele by straciła.

Jak komuś wpadnie w ręce i będzie miał ochotę może przeczytać. Jak dla mnie wyrwane nieco z realizmu, pewnie będzie na podstawie tego film - wcale się nie zdziwię. Może się nawet okazać lepszy od książki - tak jak to bywa z polecanymi przez Kinga książkami. Taki typowy amerykański thiller relacji rodzinnych.

Jak nie przeczytacie - nic nie stracicie.

drevnikocur