1922


Dawno, dawno temu… A dokładniej prawie sto lat temu, w odległym kraju, na drugiej półkuli, żyli sobie farmerzy. Nie grzeszyli inteligencją, która z resztą nie bardzo była im potrzebna. Kochali za to swoja ziemię i proste zasady. Tak mniej więcej rysuje się fabuła „1922”. Cała reszta, to w zasadzie konsekwencje powyższego. To całkiem dobrze opowiedziana historia, w której narratorem jest 100% „redneck” z odpowiednim akcentem i specyficznym tokiem rozumowania. Jak już pisałam cała rozgrywająca się tragedia, ma swój początek i koniec właśnie w mentalności farmerów z „nadal dzikiego zachodu”. 

Pomijając wszystko, w trakcie oglądania ma się nieodparte wrażenie, że takie życie miało swój urok. Prostota, ciężka fizyczna praca, wieczory na werandzie z fajka, piwem i w bujanym fotelu. Lub czytanie książki przy blasku lamy naftowej… Ech… Sielskie życie. Nie ma co. Do tego masz swoją strzelbę i pudełko naboi. Możesz dobić chorą krowę, lub wkurzającą żonę. Twoja decyzja, synu.

Film jest oparty na noweli Kinga. I naprawdę, nie wiedziałam! Z resztą ciężko byłoby się tego domyśleć.

Cała opowieść skonstruowana jest tak, byśmy nie lubili bohaterów. Ich porażki i błędy nas irytują. Ojciec, matka syn, jego dziewczyna, to banda głupków. Oczywiście, Forest Gump, dał się lubić pomimo swojego opóźnienia w rozwoju, bo taka był przedstawiony byśmy go lubili i byli empatyczni. W tej produkcji widz ma się poczuć kimś lepszym i mądrzejszym i cieszyć się z kar jakie spadają na bohaterów.

Przyznam, że tym zabiegiem film ratuje się na tyle, że warto zawiesić na nim oko. I na tej podstawie polecam tę pozycję.

MM

Orange Is the New Black

Netflix zachęcił mnie do obejrzenia tego serialu jakąś zapowiedzią czy reklamą, że są nowe odcinki. Początkowo dość sceptycznie podchodziłam do serialu, ale też szukałam czegoś innego, nowego, po dotychczasowych typach seriali... I choć nie przepadam za komediodramatami ten okazał się ciekawy!

Ale od początku! To zupełnie nowy klimat serialu jak dla mnie. Więzienie kobiece, gdzie jest mały rygor, ale jednak panują jakieś zasady. Mają bibliotekę, fryzjera, pralnię... Jakby pracę na czas odsiadki. Historia zaczyna się od jednej osoby, a kończy na całej rodzinie kobiet.

Postacie są tutaj dopracowane od ogółu do szczegółu, każda kobieta jest inna, ma inne problemy, hobby, z innego powodu trafiła do więzienia... Czasem to zaskakuje, bo nie od razu wiadomo kto za co wpadł. Dawno nie trafiłam na tak dopracowany serial pod względem bohaterek. Mimo, że jest to komediodramat to człowiek się zżywa, cieszy i płacze czasami ze wzruszenia. Bo bywają i takie momenty, ale też i zaskoczenia...

Brakowało mi takiego odcinającego od codzienności serialu. Tym bardziej, że tutaj są pokazane relacje w grupie, mechanizmy społeczne, zależności, układy. To jest właśnie najciekawsze w tym serialu - ukazanie, jak się kształtują relacje i społeczne podziały mimo tego, że zewnętrzne warunki wcale tych podziałów nie wymuszają. Ale są, i są zasady, za których złamanie można oberwać.

Sezonów jest pięć, ja jestem już w drugim. Wciąga i bardzo ciężko się oderwać. Ale z drugiej strony nie chciałoby się być na ich miejscu. Nowa sytuacja i odcięcie się od "normalnego" życia sprawia, że każda z nich spotyka swoje własne ja, którego nie znała...

Myślę, że serial jest dobry dla każdego i koniecznie jak dzieci już śpią, bo jak sam Netflix informuje "Wulgarny język, Seks. Przemoc, Narkotyki". Na szczeście póki co nie jest to jakieś dominujące serial. Więcej tu psychologii i komediodramatu, a także ciekawych dialogów, historii osadzonych, ale też i strażników i strażniczek więziennych.

Ale nie będę zdradzać fabuły - jest ciekawie i warto spróbować się zapoznać.
Nic na siłę, nie każdy lubi takie klimaty. Ja mimo oporów się wciągnęłam i polecam!

drevnikocurek


Mroczna wieża The Dark Tower


Ciekawy film wczoraj widziałam. Siadłyśmy jak zwykle z Drewnim i Skrzatowskim do „Wieczorku filmowego”. Pierwszy film sobie odpuszczę. Tzn był bardzo ciekawy, ale nie widzę większego sensu by teraz o nim pisać. Zacznę więc od drugiego, a była nim „Mroczna Wieża” na podstawie książek Kinga.

Kinga, jak już zapewne wiecie znam i czytuję od czasu do czasu. Niestety Mroczna Wieża nie wpadła mi jeszcze w łapki, także nie mogę zjechać filmu od góry do dołu pod tym kontem ;p Mogę za to pod każdym innym, więc spokojnie. :D

Przyznam szczerze, że od razu spodobała mi się koncepcja. Światy połączone ochronną mocą Wieży, do których można się teleportować. Klimat Dzikiego Zachodu wmieszany w SF i współczesność (zależy od świata). Rewolwerowiec z bronią przekutą z Excalibura. No może być tylko miodnie, bo czy można coś takiego spierdolić?

Można…

Ja przypuszczam, że gdyby rozpisać to na jakieś 10 tomów po 600 stron, to można by uchwycić i wyjaśnić całą koncepcję w sposób do przełknięcia. Nie da się tego zrobić w żaden sposób przez 120 minut filmu. No… No nie da się i chu… :)

Totalna rozpierducha. Nie wiadomo kto z kim i dlaczego. Jedni z czarodziejem na czele chcą rozdupcyć Wieżę. Drudzy (ci co jej bronią) przegrali z kretesem. A na sam koniec Just, only one man… Dwoma strzałami zabija czarodzieja i wysadza w powietrze jego superbazę. Dwa strzały. Z serca, nie z pistoletu. Z resztą kij tam jedno z czego.

Film kończy się jedzeniem hot-dogów.

Pod żadnym pozorem nie oglądajcie tego filmu. Tyle. Nie biorę odpowiedzialności za ewentualne uszkodzenia waszych delikatnych, wrażliwych duszyczek.

Film sprawia, że już nigdy nie będziecie tacy jak dawniej...

MM

Sherlock Holmes, Studium w szkarłacie

Długo się przekonywałam, by przeczytać książkę. Moze dlatego, że bałam się, iż ten Sherlock zostanie przesłonięty przez tego z serialu. Myliłam się jednak!

Taki sam jest w książce jak i w serialu. Zabawna momentami, a sam Sherlock jak dziecko się cieszy tak samo jak w filmie. Dzięki serialowi można sobie wyobrażać Watsona i Sherlocka takimi, jakimi stworzył ich reżyser. Bowiem w książce niektóre rzeczy są inne.

Ta historia Studium w szkarłacie jest pierwszym tytułem serii, kupionym jedynie za 6.50. Nie znam.sie na tłumaczeniach - to jest pani z nazwiskiem połączonym z "Łozińska". Jak ktoś zna sie na tym, że jest lepsze czy coś - proszę pisać.

Mi osobiście czyta się dobrze. Drugą część pochłonęłam w jeden wieczór. I czekam na chwilę spokoju, aby sięgnąć po kolejną. Starałam się nadążyć za Sherlockiem, ale.widać nie jestem tak dobra. Kompletnie się zdziwiłam rozwiązaniem zagadki.

Bardzo ciekawa jak dla mnie i idealna na jesienne wieczory.
Nie dajcie sie naciągnąć na drogie wydanie czarne z zarysami Benedicta, grającego Sherlocka w serialu. To ten sam tłumacz, a cena chora.

Polecam!

DK

Stranger Things

Historie z nastolatkami i dziećmi, zawsze kojarzą mi się z produkcjami skierowanymi właśnie do tej grupy odbiorców. Kilka razy przekonałam się, że osobie dorosłej nie tyle nie wypada, co po prostu nie powinna sięgać po tego typu produkcje. Głównie dla własnego zdrowia psychicznego, i spokoju nerwów. Kto, nawet bardzo otwarty i elastyczny, jest w stanie oglądać „Zmierzch”? Nie da się, to nie przejdzie. Wyjątkiem są chyba filmy typu „Grupa amerykańskich nastolatków jedzie do małej chatki w lesie...”. To działa dokładnie odwrotnie. Z lubością można patrzeć jak giną jeden po drugim i ani fabuła ani głupota głównych postaci na wtedy nie przeszkadzają ;)

Są jednak takie pozycje, które sprawiają nam wiele radości. Nam 30 paro i 40 latkom. Są to filmy, które pokazują świat, z naszego dzieciństwa i młodości. Lata 80’ i 90’. Gry na automatach, wczesne RPG z kartami postaci i figurkami… Ech…

Co ciekawe, ze względu na ówczesną sytuację polityczną, rzeczy, które my mieliśmy w latach 90’ w USA, były popularne 10 lat wcześniej. Do nas spłynęły ich przestarzałe technologie i patenty, które łykaliśmy jak ciepłe bułeczki. Z perspektywy patrząc, to wyszło całkiem nieźle, gdyż teraz patrząc na taki „Stranger Things” nie czujemy się jak byśmy oglądali film science-fiction. Mamy swoisty powrót do przeszłości. Oczywiście feel może być różny w zależności jak zostało nam to zaserwowane. Na szczęście omawiany tu film robi swoją robotę. W ogóle od samej czołówki aż po muzykę wiemy, że film jest stworzony właśnie po to, by dać nam retro wrażenia.

Całą historia jest bardzo mroczna. Trzyma w napięciu jak książki Kinga lub Lovecrafta. Z czego ten pierwszy nadaje styl i jak twierdzi Drevni, głównego potwora. Drugi natomiast ujawnia się w mroczności, napięciu i dawkowania grozy. Szczególnie to odczujemy w drugim sezonie. Szczególnie, że to co się ukazuje naszym oczom w pierwszych odcinkach od razu przywodzi na myśl Mrocznych Przedwiecznych. Historia opowiadana jest bardzo dobrze a dawkowanie fabuły w odcinkach jest płynne i spójne bez zbędnego przeciągania i tworzenia odcinków o niczym. Bohaterowie są doskonale dobrani i fantastycznie odgrywają swoje role.

Gdyby ktoś powiedział mi, że film powstał w latach 80’ to zapewne bym w to uwierzyła. To, że został nakręcony współcześnie zdradzają nam jakość obrazu HD oraz efekty specjalne, które swoją drogą są bardzo dobre. A właśnie o efektach, z jednej strony ciekawym zabiegiem byłoby zobaczyć gumowe potwory i efekty jakie robiło się kiedyś. Z drugiej jednak strony, poczuć klimat dawnych lat z realistycznymi efektami daje nam coś nowego, co ciężko jest mi zdefiniować ale… To naprawdę buduje rewelacyjny klimat.

Teraz przyszedł moment by polecić Wam ten serial. Oczywiście nie jest on dla każdego. Tak jak mówię największy fun będą mieli moi rówieśnicy, choć 6 lat młodsza Drevni, zdaje się być również fanką tego serialu. Co ciekawe Max, kiedy zobaczył kilka scen zapytał - „Czy w tym filmie jet krew? Bo jak nie, to bardzo mi się podoba”. Doceniam jego gust, i to, że wcale nie uważa, że wszystko co dla dorosłych to fajne. Wielu filmów czy gier, które może zobaczyć sam nie chce bo uważa, że jest za mały.

Wracając jednak do tematu. Polecam każdemu spróbować. Moim zdaniem rewelacja! Liczę na kolejne sezony a tymczasem zmykam do oglądania kolejnych odcinków!

PS Devni: Potwór to nikt inny jak Długaśnik z Historii Lisley Kinga :)


MM

Life


Pamiętacie jak całkiem niedawno pisałam o nowej odsłonie „Obcego”? W tamtej recenzji napisałam, że powstało wiele filmów bazujących na pierwotnej idei grozy zawartej w pierwszych częściach Obcego? Pisałam, że nie należy bać się powrotu do korzeni, bo to nadal chwytliwy temat. I jak się okazał miałam rację.

Całkiem niedawno powstał film „Life”, który dokładnie, choć nie idealnie (ale mnie ciężko dogodzić) właśnie bazuje na pomyśle walki z obcą istotą w klaustrofobicznych korytarzach statku kosmicznego. I co? I właściwie tutaj powinnam zakończyć recenzję, gdyż nie ma tam nic więcej. Ale czy musi być? Pewnie że nie! 

Film trzyma w napięciu w zasadzie od pierwszych scen, doskonale budowana jest atmosfera, która prowadzi nas od chwili eksperymentu naukowego aż po koszmarną rzeź. Na koniec dostajemy miłą dla wytrawnych kinomanów wisienkę na torcie w postaci happyendu, które jak wiecie uwielbiam w takich filmach…

W zasadzie nie ma się do czego przyczepić. Dobra gra aktorska pozwala cieszyć się filmem bez uczucia większego zmęczenia. Fabuła jak najbardziej wciągająca choć oczywiście przewidywalna. Ale nie o to chodzi w tego typu produkcjach, by fabułą miała powalać na kolana. Wręcz przeciwnie. Mamy się spodziewać tego co ma się wydarzyć a twórcy będą nam podsuwać różne zaskakujące smaczki, łamiące linię schematycznego myślenia. Bardzo dobry zabieg wręcz niezbędny.

W swojej klasie gatunkowej jak najbardziej film godny polecenia. 
Dobry, wręcz idealny na jesienne, deszczowe wieczory.

MotylekMagda

Once Upon A Time, Ostateczna Bitwa

W końcu ten szósty sezon dotarł do mnie :)

Powiem Wam, że miałam cały wachlarz emocji przy tym sezonie, od zaskoczeń poprzez wzruszenia, ale też i takie nieco przymrużone spojrzenie... Pojawiło się tu kilka fajnych rozwiązań składających wszystko w całość, które mi się podobały!

Nie wiem na ile jest logiczna ciągłość wątków i czy się twórcy nie poplątali... Nie śledziłam tego, ja się miałam przy tym bawić i wzruszać jak dziecko... Ale dobra, to jest doskonała bajka dla dorosłych, momentami naiwna, ale taka ma być! Ma nam dawać wiarę w niemożliwe, że dobro zawsze zwycięża, że można jakoś złą passę przemienić na naszą korzyść itd.

Tak ma być, i nie wiem, czy to ostatni sezon, ale nawet jeśli to powiem Wam, że podróż z tym serialem, aktorami i bohaterami była wspaniała. Nawet jeśli coś np wolałabym, aby inaczej się potoczyło, to ładuje widza pozytywnymi emocjami na maxa! :)

Sporo się cieszyłam, płakałam razem z nimi, niepokoiłam i czekałam na dalszy ciąg. A nieraz ciężko było dożyć do kolejnego sezonu! I takiego serialu potrzebowałam! Totalnie mnie wycinał z rzeczywistości i na pewno będę do tego tęsknić... :) A jak będzie dalszy ciąg to chętnie obejrzę, ale domyślam się, że to już nie będzie to samo.

Ale przecież można odpalić Netflix i sobie wszystko przypomnieć, prawda?
POLECAM! Naprawdę to nie jest zmarnowany czas! :)

drevnikocurek

Na pokuszenie

O jezu, co to miało być...

Może i znani aktorzy, ale litości! Poza pięknymi strojami, sukniami, widokami, wystrojem domu itd, itd, to ja zasypiałam i cierpliwie czekałam na koniec. Który był niestety dość przewidywalny, a sam film zbyt płytki.

Jedna na coś liczyła, druga zerkała, a trzecia rozmawiała, a reszta... Oj szkoda pisać. Jak ktoś lubi takie filmy to życzę zdrowia psychicznego. Poza przyjemnością oglądania znanych mi aktorek to jakoś mnie ten film nie porwał.

Jak dla mnie nuda, i ciągnęło się dłużej niż faktycznie trwało...

Obcy Przymierze


 Któż nie zna tej niesamowitej historii? Ta kultowa seria przez długi czas utrzymywała bardzo przyzwoity poziom. Pierwsze trzy części, łykało się jak świeże bułeczki. Z resztą, Alien stał się tematem wielu gier jak również stał się natchnieniem do powstania wielu filmów w podobnym klimacie. Jednak jak każda seria, choć ma moim zdaniem jeszcze pewien potencjał, w końcu stała się pożywką dla nieudolnych reżyserzyn… Dlaczego piszę o potencjale? Choć nie grałam, to ponoć najnowsza gra Alien jest całkiem niezła. Wraca do korzeni klimatu klaustrofobicznych pomieszczeń statku kosmicznego. No i właśnie chyba tu jest pogrzebany pies. Zbyt często twórcy kina boją się wrócić po latach do tego co było. Boją się oskarżenia o wtórność lub o porównywanie do „starej” części. Zgadzam się, że jest to nieco ryzykowne posunięcie, ale o ile fajniej by się oglądało taką produkcję, niż to, co nam wysmażyli na ekranach twórcy najnowszej części. Mimo mojej sympatii i przychylności do większości pozycji z Alien w tytule (i nie tylko, bo jak wiemy są wyjątki) nie jestem w stanie wyrazić ani jednej pozytywnej opinii o tym filmie. Już nawet gran na NES do Lgn miała w sobie więcej uroku i klimatu :D

Nawet nie chce mi się wchodzić w szczegóły tej miernej i rozczarowującej fabuły, by się z niej ponabijać. Jedno zdanie na koniec. Nie oglądajcie! Miejcie nieco szacunku dla samych siebie i nie oglądajcie. Nawet jak nie będzie nic innego, to idźcie spać. Ale na miłość nie włączajcie tej totalnej szmiry!
Motyl

Syn kota Salomona - który naprawia życie ludzi

Takie mam wrażenie, że im dalsza część tym ciekawsza! Ale z kolei w każdej dzieje się coś innego, coś nowego...

Nie wiem, czy autorka planuje więcej książek, ale ta miała premierę rok temu, więc mam nadzieję, że może jednak coś tam powstaje tylko wydawnictwa o tym milczą...

Podobnie jak w poprzednich książkach jest tu nieco fantastyki społecznej i magii kociej, ale też są poruszone nowe tematy żył energetycznych etc wyczuwanych przez koty.

Tego, że koty leczą nie kwestionuję, bo na pewno wyczuwają różne rzeczy, więcej niż nam się wydaje...

Przyjemnie się czytało tę część i podobnie, jak w "Córce Kota Salomona..." więcej się działo niż w pierwszej części o samym Kocie Salomonie. Ale też i akcja tu jakby była w miarę szybka...

Ciężko porównywać te części między sobą, ale wszystkie trzy stanowią bardzo poczytny zestaw. Na pewno przyjemny i wzruszający na jesienne wieczory.

Polecam nie tylko kociarzom! ;)
drevnikocurek

Córka kota Salomona - kotka, która leczy serca

Kiedy sięgnęłam po drugą część cyklu o kocie Salomonie, nie spodziewałam się, że będzie - w moim odczuciu - nieco lepsza od samego kota Salomona (recenzowany wcześniej).

Nie wiem, czy to zasługa samej akcji, ale bardzo mnie wciągnęła i przeczytałam ją w trzy wieczory. Oczywiście na końcu płacząc... Nie wiem, czy wybaczę autorce takie zakończenie, mimo nieco pocieszenia później.

Nie jestem wierząca, ale bardzo podoba mi się taki drugi świat pupili za Tęczowym Mostem opisany przez autorkę tej serii. Lubię myśleć, że tam gdzieś właśnie po świetlistych łąkach biega mój piesek Falkor, i że dołączą (niestety nie da się tego uniknąć...) kiedyś do niego także nasze koty.

Niby nie powinno się myśleć o śmierci, bo tak nam wpojono, ale... To jest część życia i nie powinno być tabu. Podobnie jak i inne tematy poruszone w książce - dzieci zajmujące się swoim rodzicem, bo piętnaście lat to nadal jest jednak dziecko...

I na tym skończę, bo zdradzę jeszcze fabułę... ;)
Dodam, że polecam i dobrze jest czasami przeczytać taką nieco fantastykę społeczną zwierzęcoludzką...
I popłakać.

DK

Breaking Bad

Breaking Bad od samego początku przestawiało mi się jako Backing Bread. Nie pytajcie czemu. Nie wiem. Uważam jednak, że taki tytuł też by pasował. Ciekawa jestem, czy ktoś z was też tak miał?

Cóż można tu dużo napisać? Świetna seria, zakończona definitywnie we właściwym momencie. Tak naprawdę, serial opowiadający o nas wszystkich. Archetypy bohaterów są łatwo adaptowalne do każdej sytuacji w życiu.

Serial oparł się na charyzmatycznej postaci negatywnej. Od pierwszego odcinka kibicujemy Waltowi, którego niewinność przemija już w pierwszym odcinku i staje się on zimnym choć przestępcą, mordercą i manipulantem. Absolutnie nikt nie chciałby mieć kogoś takiego w swoim otoczeniu.

Z drugiej strony widzimy w nim bardzo często własne odbicie. Większość ludzi miało na swoim sumieniu sytuacje, które chciało ukryć, coś co sprawiło, że byliśmy na bakier z prawem czy rodziną.
Doskonale wiecie jakie wtedy emocje, jak silne w nas się ścierają. Przekładając to na postać Walta, wiemy doskonale jak on się czuje pogłębiają cym samym więź jaka będzie nas łączyć do ostatniego odcinka. A na koniec, przy scenie finałowej poczujemy niemal fizyczną ulgę.

Oczywiście jest to kwestia wczucia się w oglądany przez siebie obraz i umiejętność analizy samych siebie pod kątem obserwowanego materiału filmowego.
To wszystko doskonale tworzy niepowtarzalny klimat serialu.

Dodatkowo polecam wszystkim, aby mniej więcej w połowie Breaking Bad zacząć oglądać Better Call Saul. Jest to bliźniaczy serial który dzieje się w tym samym uniwersum. W tym samym mieście, tyle, że rozwija historie innych postaci. I na zmianę postacie obu seriali mieszają się występując w obu. W żadnym wypadku nie pomiesza nam się nic w głowach. Będziemy mieli tylko uzupełnianą historię. Występujące postacie staną się bardziej kolorowe, zyskają swoją głębię a niektóre decyzje staną się dla nas zrozumiałe dopiero gdy dopełnimy naszą wiedzę drugim serialem.
Trochę może to zagmatwane, ale wierzcie mi, warto oglądać te seriale równolegle, zaczynając ten drugi koło 2 lub 3 sezony Breaking Bad.

Niewiele więcej mogę napisać bez spojlerowania serialu, więc tyle to i tak dość, by zachęcić dosłownie każdego, by siedział godzinami przed ekranem z wypiekami na twarzy.

Warto zaznaczyć, że serial ten jest dla każdego. Nie ważne, czy lubimy klimaty narkotykowe przestępcze czy nie. Łatwo w tym serialu zapomnieć o co tak naprawdę chodzi i skupić się na tym co nas osobiście interesuje.

Oczywiście serial pełen jest czarnego humoru. Twórcy bawią się z nami nie tylko słowem, ale i formą. Odcinek z muchą... Chyba nigdy jeszcze tak się nie śmiałam oglądając jakikolwiek serial.
Czekam na wasze wrażenia z tego odcinka.
MM

Salomon – kot, który leczył dusze

Trochę czasu czekała na półce na mnie ta książka, ale w końcu nadszedł ten moment...

Książka o kocie, ale inaczej pisana niż ta o Bobie. Tu poznajemy historię z perspektywy kota Salomona, przybywającego na świat zza Tęczowego Mostu. Ma misję i chce ją wypełnić. Uratować kogoś, kogo kocha...

Nie będę zgłębiać się w szczegóły, żeby nie zepsuć nikomu przyjemności. Mimo, że nie jest to odkrywcza historia to przyjemnie czyta się historię, poznając myśli, działania i refleksje małego czarnobiałego kota.

Jest tam też Jessica, kotka, która także na pewno każdemu na myśl przywiedzie jakiegoś znanego mu kota... Dzięki opisom kocich zachowań można też zastanowić się nad sobą i zachowaniami, które być może doprowadzą nas do rozwiązania zachowań naszych kotów...

Książka wzrusza, ale też skłania do refleksji... Nie tylko nad uzdrowicielską mocą kotów, ale także i nad naszymi ludzkimi historiami, wyborami, ścieżkami jakimi biegnie nasze życie, nierzadko z kotem u boku... Wiadomo, że bywa różnie, raz lepiej raz gorzej, a czasem przypałęta się nieszczęście.

Nie jestem wierząca, ale taka wizja kociego nieba bardzo mi się spodobała, bo jak to było w wierszu... Kot wraca w innym futerku do nas? Poza tym to też taka lekka hmmm fantastyka obyczajowa z tymi kocimi mocami opisanymi dość magicznie i anielsko. Kot Bob był zdecydowanie bardziej trzymający mnie przy ziemi.

I szkoda, że tak szybko historia się skończyła, ale Salomon ma dzieci... Czyli kolejne dwie części ida właśnie w czytanie. ;)

Aha, kot Salomon żył naprawdę, ponad 20 lat! I Jessica także, ale 14.

Polecam, lekko się czyta i zapada w pamięć! :)

Drevni Kocurek ^^

3%

Czym jest dla ciebie 3%? Granicą błędu statystycznego? Częścią budżetu przeznaczaną na piwo? Nic nie znaczącym ułamkiem? Jeśli ktoś zaproponowałby ci grę, w której masz 3% szans na wygraną, ile byś postawił? Odwróćmy teraz sytuację. A jeśli 3% to wszystko co masz?
Załóżmy jednak, że jesteś w grupie. Jeśli stanowi ona 100% to eliminując z niej 97%, nagle twoje nieszczęsne 3%, staje się 100%....

Mniej więcej na takim założeniu powstał serial 3%. Już na samym początku dowiadujemy się, że świat podzielono na dwie części. Wspaniała wyspę, na którą może udać się tylko 3% specjalnie wyselekcjonowanych młodych ludzi. Oraz resztę świata, przypominającą dzielnicę slumsów w Kolumbii. ;)

Serial w moim odczuciu przeznaczony jest dla tych, którzy lubią oglądać jak śmiałkowie przechodza kolejne wyzwania, rozwiązują trudne zagadki itp. Coś jak drużyna w RPG, kazdy dysponuje specjalną zdolnością, każdy ma inny charakter czy stosunek do świata.
Pełen trudnych wyborów moralnych i zachowań z podręcznika do psychologi społecznej lub socjologii.

Kończy się nawet nieźle i mam nadzieje, że nie będzie kontynuowany, dla własnego dobra... :D

MM

Magellan

Czy zakładając, że ma się pomysł, ale niewielkie fundusze można stworzyć ciekawy współcześnie obraz filmowy? Oczywiście,, że tak. Pokazały nam to takie produkcje jak choćby The Cube, który został zrealizowany za śmieszne pieniądze, ale miał klimat i pomysł. Czy nowszy The Circle.

Ale produkcja o kosmosie? O podróży na sam skraj Układu Słonecznego? Oczywiście, że tak. Choć zawsze pozostaje parę ale. Dzięki pomysłowi na kręcenie scen, których nauczył nas George Lucas, każdy film może być międzygwiezdną superprodukcją. Problemem zdają się być inne mankamenty, które można było równie tanim kosztem wyeliminować. O czym piszę? 

Oczywiście o tej nieszczęsnej grze aktorskiej i niedociągnięciach fabuły/scenariusza. Kochani twórcy! Jeśli nie macie kasy na realizację, to na miłość krytyków, dajcie z siebie wszystko, by wasz film był bezbłędny pod każdym innym względem. Przeczytajcie podręcznik do astrofizyki itp. Albo po prostu zastanówcie się czy coś ma sens „na logikę”. Może wtedy da się uniknąć montowania ekranów pokładowych na profilach! W pojeździe kosmicznym z 2047…

Poza tym uważam film za wciągający i mimo wszystko warty uwagi. Nie jest może odkrywczy, wręcz jest pierwotny w swym kosmicznym przekazie. Ale jednak… Cały czas gdzieś w głębi nas tli się płomyk ciekawości do czego służą te cholerne kulki… ;D

PS. Drevni Kocur tak się męczyła przy filmie, że ogarniała sobie fanpage na fb i tylko zerkała z ukosa, czy gościu jeszcze żyje... ;)

Magda /Motylek

Na Wodach Północy

Dość mocna to powieść, jak na wakacyjne wieczory... A wydawało się, że zaczyna się dość gładko i będzie śledztwo, ale...

Nie spodziewałam się aż tak dosadnej książki. Dokładne opisy, gdzie autor się nie patyczkuje z czytelnikiem. Jest krew, jest ciemna strona człowieka, brud, smród... Jakby się było na pokładzie wielorybniczego statku w 1859...

Wciąga mimo, że historia nie jest jakaś nadzwyczajnie odkrywcza czy nowa - pewnie sporo podobnych widziało się już w filmach, ale opisy ciemnej strony natury człowieka i losy głównego bohatera ciągną aż do samego końca.

Ciężko było ją odłożyć choć na chwilę, będąc wciągniętym w historię, ale jednocześnie ciężko było ją ze względu na dosłowność czytać bez tych przerw. Ciężko było się też przekonać momentami, by czytać dalej, ale z czystej ciekawości nie przestałam - chęć poznania dalszego ciągu przeważyła.

Czy polecam? Jako ciekawostkę i odmianę od lekkich książek - tak, ale nie jakoś nadzwyczajnie. Można żyć bez znania tej książki.
Na pewno inaczej teraz spojrzę na filmy, gdzie pokazują statki z tamtego okresu...

Do przeczytania! ;)

Drevni Kocurek ^^




Historia Lisey

Zainspirowana cytatem znalezionym na fanpage zapragnęłam tę książkę przeczytać. Znalazłam kieszonkową wersję (w Biedronce chyba) i tak stała i czekała na półce...

Aż w końcu przyszedł ten moment, że wzięłam ją na podróż pociągiem dziesięć godzin. I w zasadzie byłam zmuszona ją czytać. Ale to dobrze, bo trudno było przywyknąć do słowotwórstwa Kinga. W przeciwieństwie do innych książek tu zaczynałam nieco z małym przekonaniem, że doczytam do końca.

Ale jednak w pewnym momencie coś we mnie pękło i czytałam później kilka dni codziennie po trochu i efekt przeczytane w tydzień, a siedzi do mnie do dzisiaj. Bo to taka niepozorna książka, niby wydawało się, że jakoś szybko się skończyła, ale nadal coś w człowieku tkwi. Bo przecież mamy tak wiele czasu, planów... Nie spodziewamy się, że nasza historia z kimś tak nagle się urwie.

Niezwykła historia miłosna... Ale zaczyna się wszystko od momentu, kiedy Lisey musi ogarnąć dom po śmierci męża. Często cofa się do przeszłości, poznajemy szczegóły historii Lisey i Scotta. Ich język, ciemną stronę, tajemnice z dzieciństwa... A także zostajemy przenoszeni w swego rodzaju magiczny świat. Można by tu rozwijać się ma temat alternatywnych światów, że istnieją jednocześnie inne rzeczywistości...

Przeplata się tu wiele odczuć, jakie ma się czytając tę książkę. Z jednej strony para ze swoim tajemniczym językiem, z drugiej strony niebezpieczeństwo świata teraźniejszego... Prawdziwa rzeczywistość miesza się z mroczną rzeczywistością. Utrudniało mi to strasznie skupienie uwagi i rozpraszało koncentrację, czasami cofałam się kilka stron na wszelki, żeby się odnaleźć.

Ale żeby przeczytać coś dobrego i wartościowego czasem trzeba się zmęczyć.


I tkwi we mnie już tygodniami i się rozrasta... Bo tak naglę się urwało, bo przecież jakbyśmy wiedzieli jaka to jest pustka, gdy z dwóch pomarańczy zostaje jedna - wolelibyśmy być sami, prawda?

Polecam!
Drevni Kocur

Cmętarz zwieżąt


Książka wciągająca od pierwszej strony. Zaczyna się niepozornie, a później... Trzyma w napięciu do samego końca. Samej historii Wam nie opowiem, bo wtedy nie będzie sensu sięgać po książkę.

Tak, jet kot, jest też parę innych mrocznych spraw. Kilka innych mrocznych historii. Ale też i trochę psychologii i prawdy - w temacie śmierci, pogrzebów, odejść...

Jak dla mnie King nakreślił interesujące postacie. Poza horrorem książka ma swoje drugie psychologiczne dno. A także nieco legendy indiańskich - jakich? Sami przeczytajcie.

Książkę polecam, nie bałam się czytając ją, a wręcz w myślach poganiałam akcję - chciałam wiedzieć co dalej, jak to się skończy i...

Miłego czytania :)

PS. Dzisiaj na Stopklatka TV będzie o 00:10 film na podstawie książki.
drevnikourek

Most nad Sundem / The Bridge


Czegoś takiego szukałam! :)

Wciąga od pierwszego odcinka, Sprawa się powoli rozwija, pojawiają się nowe fakty, wątki, osoby... Nie da się nie oglądać dalej i ciężko bardzo, gdy trzeba było sobie dać spokój, bo "trzeba rano wstać"...

Saga, zwroty akcji... "Kurcze, dobre to jest!" słyszę, jak oglądamy.


Polecamy!

DK & MM

The Affair

Podchodziłam sceptycznie do tego serialu, pierwsze odcinki oglądałam z ciekawości bardziej, ale nie z jakimś zachwytem. Główny aktor West - paskuda... Raził mnie mocno przez cały serial.

Drugi sezon jest lepszy niż pierwszy, ale po kolei. Ciekawe rozwiązanie podziału odcinków na strony, gdzie jeden z czterech głównych bohaterów w pewien sposób pokazuje swoją "stronę". Raziły mnie sceny łożkowe jak dla mnie zbyt dobitne i mogli sobie to darować, bo sam serial jest ciekawy bez tego.

Bywają słabsze odcinki, ale też i przełomowe. Są ciekawe zwroty akcji jak na dramat, ale nie będę zdradzać co się dzieje ani jak się kończy. Twórcy przyłożyli się nie tylko do psychologii, ale i do scenografii... Najpierw urocza wyspa, sceny na plażach, a później ulice miasta. Jedynie te sceny łóżkowe - wycięłabym bo jakoś dla mnie to bylo już przegięcie.

Ale muszę oddać też słuszność zachwytu nad aktorką Wilson - coś od początku trzyma mnie przy serialu, a to na pewno swego rodzaju tajemniczość Alison. Do końca nie wiadomo, czy kryje coś jeszcze poza dramatycznym wydarzeniem z przeszłości? Jej wspomnienia są inne - różnią się sceny między podzielonymi odcinkami - sami to zauważycie. Kto mówi prawdę?

Polecam, ale jak dzieci zasną, bo niestety bywają odcinki, kiedy się nie da - a sceny sama przewijałam nawet i nie przy młodym, szczególnie pierwszy sezon.
Jak znacie inne ciekawe seriale piszcie (ale takie, żeby z napisami można bylo oglądać przy dzieciaku).

Ciekawa odmiana, jak dla mnie na cztery gwiazdki od drugiego sezonu, pierwszy -  ;)

drevnikocurek

Kot Bob i ja | Świat według Boba


O książce dowiedziałam się przez przypadek, a wtedy stała się pragnieniem gwiazdkowym! Jagusio na okładce, normalnie... Czekałam cierpliwie, mimo, że dotarła z opóźnieniem, bowiem wydanie z nową okładką miało premierę w styczniu - Mikołaj w tym szale nie zauważył.. ;)

Przeczytałam jednak później, ponieważ jakoś tak wyszło, że najpierw zabrałam się za Alfiego. Jednak dwie części o kocie Bobie pochłonęłam dość szybko, bo w jakieś trzy tygodnie? I bardzo podobało mi się, że książka nie jest tylko o kocie, ale i o problemach człowieka... Dla niektórych to może wydawać się totalnym kosmosem o czym pisze Bowen... Ale myślę, że wielu ludzi może odnaleźć w tej historii odrobinę swojej historii.

Co prawda daleko mi do znania/mienia doświadczeń życia narkomana czy bezdomnego, to o ile chodzi o same problemy, że bierze się coś sobie i kotu i liczy się czy starczy - to już bardziej. Dlatego też historia Jamesa jest mi bliska - znam to, że gdyby nie moja Trójca to pewnie oszalałabym, mając warunki mieszkaniowe takie jak James - mikrofalówka jako jedyne źródło ciepłego jedzenia, ogrzewanie z farelki etc, a także brak mebli, pudła... I osoby, które wolały minąć, podać coś niż zaprosić do siebie.

Problemy zdrowotne jakie miał James i Bob przywodziły na myśl nasze własne doświadczenia z walką o oczka rudzielców w 2009, a także awitaminozę czarnuszka. Dzięki Jamesowi przypomniałam sobie tamten okres i przeżywając z nim jego historię odnalazłam jakieś ukojenie - że nie jestem jedyna na świecie, że (pomijając fakt narkotyków) są ludzie, którzy to przeżyli...

Czasami są ludzie, którzy nie potrafią pomagać poza pustą gadaniną, a druga rodzina stoi murem mimo przeszłości etc... Tyle, że James był narkomanem, ja znałam oblicze ludzi z innej strony, ale jako zwykły szary człowiek w zupełnie obcy mieście wśród - jak się okazało nieprzychylnych mu ludzi ukrywających prawdziwą twarz za maskami... Dzięki tej książce uświadomiłam sobie dzięki komu tak naprawdę przetrwałam - naszej Trójcay, która nas ocaliła. I udało mi się je zabrać ze sobą do lepszego świata.

I naprawdę, nie przejmują mnie spojrzenia, że jak można mieć tyle kotów, o a po co... One są rodziną. Ludzie nam przychylni także są rodziną. O rodzinę się człowiek troszczy. Nie wiem jak można oddać psa czy kota - albo straszyć wywiezieniem go do lasu (tak ocaliłyśmy Mortimera - ma dom wychodzący). Nigdy nie zapomnę tej historii, a na pewno ją polecam i będę do niej wracać. A tym nieprzychylnym cisnęłoby się nią, ale... Jak ktoś nie kocha zwierząt to nie zrozumie - szkoda czasu, nerwów i tłumaczeń, że to one ocalają nas, my je tak tylko przy okazji.

Polecam i uważam, że jest to książka obowiązkowa dla miłośników i dla nierozumiejących miłośników kotów - może coś się Wam w głowie rozjaśni?

PS. Co do filmu:

Widziałam, oglądałam, płakałam i śmiałam w trakcie seansu. Wydźwięk jest taki jak w książkach owszem, ale jest to inspirowane. W tym przypadku szanuję różnice wątkowe, choć przyznam brakuje mi wspomnienia o wielu problemach James'a niewspomnianych w "ekranizacji".

Książki to obszerna biografia, by przedstawić wszystko pewnie musiałby powstać serial - a film miał przekazać najważniejsze treści. I to zrobił. Ale nic nie przebije książek Bowena, no i oryginalny Bob piękniejszy od dublera! :)

Motylek płakała i mówiła, że jej starczy, ona książki nie da rady, bo zapłacze... Mam nadzieję, że dzięki filmowi po książkę sięgnęło wiele osób. Bo warto.

Kochajcie swoje koty!

drevnikocurek




Marcella

Po Boardchurch chciałam coś ciekawszego... Netflix polecił Marcellę.

Zupełnie tu inny klimat. Nieco nagłych zwrotów akcji... Ciekawie się zapowiada i bardzo wciąga, ale czasami mialam wrażenie, że jest przewidywalny.

Tematyka także odmienna - nie badanie społeczności nad jedną sprawą, szukanie winnego wśród małego miasteczka... Nieco inny problem - seryjne morderstwa i wiele niejasności, biznesy... I nieco denerwująca główna bohaterka - jedna. Przynajmniej dla mnie była trochę pokręcona...

Po pierwszym sezonie polecam jako fajną odmianę, ale nie powala - uprzedzam, to moje zdanie, może są i zachwyceni gdzieś na filmwebach itp? Więcej się spodziewałam po takim trailerze, jaki zapodali. W moim odczuciu mógł być głębiej i jakoś lepiej dopracowany.

Nadal szukam jakiegoś serialu, co będę niecierpliwie czekała na dalszy ciąg.
Niestety ten dalszy ciąg mam nadzieję, że będzie bardziej ciekawy i jakby lepiej porozwijany w niektórych wątkach - mam wrażenie, że na skróty poszli w kilku... Oj tam, oj tam.

Daję  o, i niech im będzie ;)

drevnikocurek

Flush - Biografia


Książkę tą czytałam dawno temu... Nadeszła pora przypomnieć sobie jej treść. Pamiętam, że była kupiona na jakimś bazarku czy to w Warszawie czy to przy jakimś uzdrowisku z wodą... Pamiętam tylko obraz koszyków, gdzie było mnóstwo książek, a ja kupiłam ją, bo na okładce zobaczyłam swojego psa - co prawda rudego, ale spaniela. A dokładniej uprosiłam rodziców...

Czy ją skończyłam nie pamiętałam, dlatego sięgnęłam po nią kolejny raz po latach. Długi czas czekała na mnie leżąc a to w kuchni na stole, a to w łazience, a to na biurku, w końcu nadszedł ten moment.

Flush to pies Elizabeth Barret Browning, którego biografię spisała Woolf. Wiadomo, że jest to jej wyobraźnia - wcielenie się w odczucie psa, doskonała obserwacja ludzi wokół niego... Pięknie opisana historia wciąga (co prawda nie od pierwszej strony, ale od momentu "opuszczenia" pieska) aż do ostatniej strony.

Historia o wrażliwości, oddaniu i wyrzeczeniach, poświęceniach, o miłości i lojalności... Niby o Flush'u, jego myślach, decyzjach, uczuciach, ale jednak wiele przemawia do człowieka. Czy nie postępujemy czasem podobnie? Chyba w każdym z nas jest cząstka Flush'a...?

Rozkładałam sobie jednak przyjemność jej czytania na rozdziały, jednego dnia jeden, czasem dwa... Ale warto było dla chwil lekkiego uśmiechu, a także smutku... Historia Flush'a pozostaje w pamięci na długo... Ja miałam po niej kaca książkowego. Jeszcze stamtąd nie wyszłam... Nie zostawiłam go.

Książka obowiązkowa dla każdego.

Polecam na spokojny wieczór, bowiem zdania Virginii bywają długie i nim przywykłam wracałam do początku, żeby ogarnąć całość.
Ale historia piękna i... nie chcę jej końca.

 drevnikocurek

Alfie kot wielorodzinny | Rodzina kota Alfiego


Hej, hej,

wieczór zimowy, śnieg pada bez końca, więc kocyk, kot i książka to idealny zestaw... Skończyłam dzisiaj pierwszą kocią serię, jaka wpadła mi w łapki - mianowicie historię kota Alfiego i postanowiłam napisać kilka słów o niej.

Jest to pierwsza tego typu seria, jaką w pewien sposób odważyłam się przeczytać. Jak do jeża się podchodzi do nowych książek, czy też nieznanego typu książek. Bałam się, że to może jakieś takie... Sama nie wiem... Po prostu, że nie będzie się dało tego czytać, że bez sensu i w ogóle. Zdarzają się przecież takie książki, że nie idą i koniec...

Lecz się nie zawiodłam! Bardzo przyjemne się czyta, a czasami z rozdziału przed snem robiło się kilka rozdziałów... I tak szybko się skończyło, ale kto wie? Może autorka wymyśli dalszy ciąg? Póki co z uśmiechem odstawiłam książki na półkę, by sięgnąć po kolejną, ale nie kocią tym razem - trochę muszę sobie tego Alfiego powspominać...

Czytając człowiek zatapia się w świecie książki i jakoś tak polubił głównego bohatera. Genialnie napisana powieść z perspektywy kota, wciągająca od pierwszej strony. Opisy myśli i zachowań nie będą może nowe dla właściciela kota, ale... Nie zdziwiłabym się jakby moje koty myślały tak, jak Alfie. Szczególnie w kwestii kociego jedzenia.

Na razie nie mam odwagi próbować, czy zjadłyby sardynki z puszki, ale...
Właśnie, dzięki książce to i koty coś mogą zyskać.

Polecam - lektura obowiązkowa! (nawet jeśli nie macie kota. :) )

drevnikocurek

Olive Kitteridge

To jest coś co polecam każdemu!

Genialny miniserial HBO. Po prostu coś genialnego w każdym calu. Wiele nie napiszę, bo jeszcze niepotrzebnie zdradzę fabułę - a na co to komu? Trzeba to obejrzeć, żeby poznać tę historię i koniec.

I spędza noc z powiek! Nie da się tego oglądać na części! Po pierwszym odcinku chce się więcej i więcej! A do samego końca chce się kolejne odciki, ale niestety jest cztery. I trzeba się z tym pogodzić.

Na zachętę zdradzę, że są genialne sceny, kostiumy, piękne krajobrazy i niesamowity klimat... Wszystko! Geniusz to nakręcił!
Ten charakter, te osobowości, a przede wszystkim ONA - Olive... Uwielbiam tę kobietę po prostu! Musicie ją poznać!

A może znacie kogoś takiego?

Polecam całym SERCEM, bo to jest obowiązkowy miniserial każdego kinoserialomaniaka :)
Megadobry!

drevnikocurek

Broadchurch

Dałam temu serialowi drugą szansę, co prawda sama.

Po obejrzeniu dwóch sezonów, co prawda czekam na trzeci, ale bardziej z ciekawości dalszego ciągu niż samego serialu. Nie porwał mnie on jak Mentalista czy też inne Hannibal'e, ale jest ciekawy sam w sobie.

Fajna sceneria, ładne krajobrazy, dobra muzyka... Ciekawe wątki kilku historii, ale mało rozwinięte, czasami mam wrażenie, że serial jest na podstawie jakieś grubszej dokładniejszej powieści, ale nie szukałam w tym przypadku akurat...

Miło się go ogląda, momentami trzyma w napięciu i smuci... Lecz jakoś mi, że tak powiem nie wyciska morza łez, ani nie spędza snu z powiek. W miarę prosty jak dla mnie, ale i przyjemny na zimowy wieczór. W drugim sezonie pojawia się drugi wątek, ale jak dla mnie taki hmmm...

No okaże się jak to rozwiążą w trzecim sezonie.
Polecam, ale bez fajerwerków... :)

drevnikourek

Spectral



Spectral to typowy popcorniak. Nie spodziewajmy się tu jakichś nadzwyczajnych fajerwerków, intrygi za którą z trudem będziemy nadążać czy epickiego zakończenia. Film opiera się na prostych, sprawdzonych elementach i już.

Niemniej jednak, jest to ciekawa historia, do ¾ trzymająca w przyjemnym napięciu. Pomysł nie jest banalny i choć ma się wrażenie, że już gdzieś to się widziało, to jednak przez dłuższy czas sami zastanawiamy się wtf?

Żeby rozgryźć zagadkę szukamy czegoś prostego i oczywistego, bo nie mamy zbytnich oczekiwań co do fantazji twórców. Dzięki takiemu podejściu, na zakończenie będziemy mieli malutkie zaskoczenie.


Sama realizacja jest jak najbardziej ok. Jest to film kręcony przez Netflix, który kładzie nowe standardy dla takich produkcji. Dobrze wiecie ile bólu i cierpienia trzeba znieść przy produkcjach telewizji SyFy? No właśnie, o tym piszę… Netflix dla odmiany tworzy filmy, które są na w pełni profesjonalnym poziomie tak jak, daleko nie szukając produkcje HBO.

Dlatego przy oglądaniu Spectrala, możemy liczyć na ciekawe lokacje, dobre kostiumy, efekty specjalne, dobrze wyreżyserowane sceny, naturalne dialogi i dobrą grę aktorską.

Jak już pewnie się domyślacie, nasz mały blog przeniósł się na platformę Netflix, która będzie od teraz głównym źródłem naszych filmów i seriali. Tak jak tam, tak i na naszym blogu wprowadzamy pięciogwiazdkową skalę ocen:
* bardzo słaby
** słaby
*** dobry
**** bardzo dobry
***** rewelacyjny

Spectral dostaje od nas (a musicie wiedzieć, że ocena zawsze jest dyskutowana zaraz po filmie a decyzja podejmowana na postawie wielu argumentów) *** trzy gwiazdki.

Tak na zachętę.


Anyari/MotylekM


Seria Holly Webb o kotkach

Hej, hej :)

Od jakiegoś czasu kupujemy i czytamy mlodemu na dobranoc książeczki Holly Webb o kotkach. Zaczęło się od dwóch części o kotce Pusi (Zagubiona w śniegu i Pusia, zagubiona kotka), które stały sie ulubioną lekturą do snu syna. Razem z kotkiem i Elą jej opiekunką przeżywał przygody i kłopoty kotki. I mimo, że miał pięć,a potem sześć lat to bardzo poważnie podchodził do książki.

Sięgnęliśmy także po inne części (o Karmelku, o Nutce) i muszę przyznać szczerze, że choć zawsze na początku jest dużo o przyjmowaniu kota do domu, opiece i obowiązkach i problemach ze zgodą na zwierzaka - ta edukacyjna część (wydająca się nudnawa, bo oczywista dla dorosłego) na pewno ma duży wpływ na dzieci słuchające historii. Coś w tej głowie zostaje... ;)

Nie raz przekonałam się, że Młody sam wspominał jakieś treści z książki, że kotków nie wolno męczyć, czy też dbać o pełną miseczkę wody, albo zmieniać żwirek czy też z niego posprzątać... A także o nieotwieraniu okien cy zakładaniu siatki na okno. Poza tym uwielbia przygody i to, jak kotek znajduje dom, czy zdrowieje z urazu łapki...

Uważnie słucha też (i bardzo ciekawe sa) opisy przeżyć kotka od jego strony - jedna z ciekawszych części książeczek. Poruszane są też relacje między dziećmi - zmyślanie, by zyskać zainteresowanie dzieci w nowej klasie etc... oraz konsekwencje kłamania. Też edukacyjne dość, więc dodatkowo każda historia ma swoje plusy.

Książecki bardzo polecam! :)

drevniocurek