Oszukana

Film mnie wciągnął i to bardzo od pierwszej chwili. Nie polecam go jednak oglądać, gdy jesteśmy sami w domu, a nasze małe pociechy u rodziny. Bo mimo, że wie się że są bezpieczne to przy tym widowisku chce się od razu złapać je w ramiona i przytulić. Tym bardziej, że historia wydarzyła się naprawdę w cywilizowanym świecie, a nie głowie twórcy...

Zwracam na początku uwagę na brutalność tego filmu nie tylko dlatego, że są straszne sceny, ale też i sama sytuacja głównej bohaterki jest koszmarem dla każdego rodzica, który znalazłby się na jej miejscu. Jak wiemy więź dziecka z matką jest więzią najsilniejszą na świecie. Kiedy zostaje nieoczekiwanie przerwana dzieją się rzeczy jakie nie śniły się filozofom...
Christine musi zostać na nadgodziny i zostawia swojego synka samego w domu. Za jego namową, ale mimo wszystko mówi mu aby nie wychodził z domu. To miał być chyba tylko jeden taki wyjątek... Od początku czułam, że coś się stanie, że to coś zapowiada. Chłopiec prosi matkę o wyjście do kina, umawia się z nią na przełożenie terminu... A w powietrzu coś jakby wisiało.

Po powrocie z pracy zastaje dom pusty. Natychmiast zgłasza sprawę na policji. Czeka i telefonuje w sprawie poszukiwań syna. Robi co tylko może... Po miesiącu policja znajduje chłopca, ale nie jest to jej syn. Przy publice jednak, jak się okazuje i prywatnie też, nie przyznają się do pomyłki i ignorują zapewnienia Christine, że to nie jej dziecko. A wręcz wmawiają jej ten fakt...
Dalej już robi się to coraz bardziej skomplikowane. Walka z policją. Wyjście na jaw okropnej zbrodni... To wszystko jednak zestawione ze sobą w taki sposób, że widz nie ma wątpliwości, że ogląda wierne odzwierciedlenie wydarzeń z tamtych czasów. Z tego co wiem, twórcy opierali się na prawdziwym zapisie sądowych aktów, zeznań...
Najbardziej uderzające w tej historii jest to, że Christine widzi oskarżonego o zbrodnię psychopatę i nie wie, czy jej syn żyje czy też nie. Sprawia to, że nawet kara śmierci nie daje jej ukojenia ani spokoju. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi... Końca...

Drevni Kocur

Trine

Jeśli chcecie spędzić miły wieczór i uwielbiacie platformówki to jest genialna pozycja dla Was. Zdobyć można było z jednym z numerów CD Action, ale można też i kupić dosyć tanio.

Gramy trzema postaciami na raz często zmieniając je dosłownie w locie. Każda z nich się bardzo przydaje. Łuczniczka wyszkolona w akrobacji, sympatyczny mag lubiący geometrię oraz potężnie opancerzony wojownik.

Gra z pozoru prosta, okazuje się trzymającą w napięciu zręcznościówką. Nie jeden raz będziecie się główkować jak dalej iść i którędy. I która z postaci będzie najbardziej pomocna?

Gra jest bardzo podobna do starej gry "Vikings". Tyle, że podobieństwo ogranicza się jedynie do mechaniki wymiany między trzema postaciami, o różnych umiejętnościach. Co poziom dostajemy punkty do rozdania, więc pojawiają się też i nowe zdolności.

Tutaj grafika jest po prostu śliczna i trójwymiarowa. Dopracowana w najmniejszych szczegółach, co sprawia, że gra jest przyjemna także dla oka. A efekty czarów maga są bajeczne.

I takim sposobem "Trine" stało się jedną z moich ulubionych platformówek.
Polecam barrrdzo.

Drevni Kocur

Cheri

Film był przedświątecznym prezentem HBO dla widzów i spędziłam przy nim bardzo miło niedzielny wieczór. Klimaty jakie lubię najbardziej... W dodatku na podstawie powieści Colette.

Początki dwudziestego wieku, Paryż... Na drodze kobiety, która właśnie skończyła swoją pracę jako kurtyzana oferująca tajniki kochania elitom, staje młody mężczyzna - Cheri. Wydawałoby się, że Leę łączyć z nim będzie tylko romans do czasu jego ślubu, ale...

Film ogląda się przyjemnie nie tylko ze względu na piękne stroje, jakie noszono w tamtych czasach... Ale i sceny, w których pokazana jest gra między Leą a Cheri. Gry, zaloty, flirty... Po prostu aktorstwo doskonałe, jak dla mnie. Michelle Pfeiffer gra tym razem czarownicę pałającą nieco inną magią i doskonale jej to wychodzi.

Do tego pięknie ukazana historia miłosna. Pełna zawirowań, ale dająca trochę do myślenia... Jak to łatwo można się pogubić, jak to czasem wydawać się może, że jest to przelotna znajomość, a jednak okazuje się tą prawdziwą miłością... Pomińmy, że to kurtyzana z młodym młodzieńcem. ;)

Ponadto piękne budynki, widoki, bogactwo, przepych, sztuka, teatr... I trochę historii o tamtejszych zwyczajach, jakie miały elity... Dodatkowo porusza problem tego co powinno być, co wypada czy też nie, a co z tym, czego pragnie serce? Ale wiadomo, to były inne czasy, choć jak czasem spojrzeć na sytuację niektórych środowisk w dzisiejszych...

Film bardzo fajny, polecam. Jest na co popatrzeć i miło się ogląda, choć historia smutna.

Drevni Kocur

Boy A

Zainteresował mnie tytuł... Film jest ekranizacją książki Trigella. Można go obejrzeć na iplex'ie lub vod, czy obecnie za darmo - nie wiem. Ale do rzeczy...

Czy młody mężczyzna, który będąc chłopcem zrobił (przypuszczalnie) coś złego, ma prawo do normalnego życia? Nadrobienia młodości traconej w więzieniu? A co z przeszłością?

Właśnie na to pytanie próbuje odpowiedzieć film. Nakłania do refleksji, poruszając dość trudny i kontrowersyjny temat.

Poznajemy Jack'a w momencie, kiedy z nowym imieniem i nazwiskiem, próbuje od nowa ułożyć sobie życie. Miejscami pojawiają się flahbacki i pytania o przeszłość, która jest niejasna dla niego samego.

Film genialnie pokazuje jego myśli, próby radzenia sobie w nowej rzeczywistości tak, aby nie wyszła na jaw ta dawna. Pragnienie ułożenia sobie normalnego życia idealnie pokazuje jego zaangażowanie w związek z dziewczyną.

Film jest zdecydowanie dla osób wrażliwych. Momentami chce się śmiać, uśmiechnąć, a momentami wzruszyć, czy zamyślić... Ale nie ocenimy głównego bohatera przez pryzmat przeszłości, bowiem jej reżyser nam nie pokaże w całości.

Poruszony też jest tu temat szczerości... Jack musi sobie ułożyć życie nowe, zapominając o starym. Ale jak tego dokonać wobec ukochanej osoby? Okłamywać całe życie? Czy tak się da funkcjonować?

Polecam. :)

Drevni Kocur

Uczeń Czarnoksiężnika

Film dorwałam na HBO i nie żałuję... Swego czasu próbowałyśmy wybrać się na niego do kina. Nie udało się, a tu zbiegiem okoliczności akurat w tv... Początek filmu zapowiadał się obiecująco, ale nie wiem czemu jakoś tak trochę mi Harrym Potterem zalatywało. Ale byłam dzielna i oglądałam dalej... do końca.

Choć cieszę się, że nie poszłam na to do kina - muszę powiedzieć, że to było dość nowoczesne podejście do magii. Książki nie czytałam, przyznaję się bez bicia, ale w filmie efekt z magicznym smokiem pierścieniem powalił moje oczy na kolana. Niezwykły pomysł, ale chyba jedyny.

Reszta już bardzo oryginalna nie była. Podobnie jak pomysł zamykania magią niewygodnych sobie osób w matrioszkach... I końcowej czarnej magii za pomocą satelit... Świat wykreowany jest do złudzenia podobny do świata przedstawionego w podręczniku do rpg "Mag - Wstąpienie", a konwencja głównego bohatera do złudzenia przypomina bohatera maga, także mieszkającego w antykwariacie, ze znanego na AXN'ie swego czasu serialu.


Nie mi się wypowiadać... Mimo że wolę zwykłą tradycyjną magię osadzoną w średniowieczu albo tego typu świecie, podobało mi się nawet całkiem. Ale bardziej jako taka ciekawostka edukacyjna w zakresie filmoznawstwa i traktowania w niej tego typu historii... Efekty graficzne nie zabijają, uprzedzam.

Sama seria Ucznia Czarnoksiężnika wydaje się być bardziej skierowana, podobnie jak inni harrypotterowi kloni, raczej do młodzieży. Mimo wszystko nieco poważniejsi widzowie przynajmniej mogą odpocząć umysłowo, bo ani tu skomplikowana fabuła ani jakieś zagadki kryminalne, ani skomplikowane tajemnice... To raczej prosta ekranizacja.

Polecam na nastrój odpoczynkowy od bardziej poważnych produkcji traktujących o magii, ratowaniu świata i takich tam... ;)

Motylek Gamewalker

Picnik

Genialny programik, którego kontem premium cieszę się od roku. Można przez stronę www, można przez zakładkę w Picasa. Premium jest nietanie, ale warto. Choć sama obecnie nie wiem czy przedłużę, bo kryzys się zbliża.

Ale wracając do programu - jest świetny. Możemy za jego pomocą zrobić ramkę zimową, wiosenną, jesienną... Na każdą okazję są tam grafiki, ramki, stickersy, czcionki... No i te genialne szablony do collage!

Najbardziej lubiany przeze mnie dział w tym programie. Fotografie włożone w swego rodzaju wirtualne ramki na zdjęcia są jeszcze ładniejsze wizualnie, dopełnione tematycznie i świetnie wyglądają umieszczone w sieci. Narzędzie idealne dla bloggerów i innych maniaków obróbek zdjęć.

Z jednej fotografii można zrobić grafikę niemalże równą najśmielszym grafikom robiącym karierę w reklamie poprzez plakaty i tego typu rzeczy. W Picniku można zrobić z fotografii kolaż, dodać ramkę, napis, grafikę, bilecik...

Wiele godzin dobrej zabawy może się opłacić efektem większym niż się można spodziewać, patrząc na pozornie niewinną stronę programu. Wiele funkcji jest dostępnych bez wpłacania im ani dolara, choć szkoda takiej ramki premium zimowej...

Co najważniejsze jest bardzo intuicyjny w obsłudze. Nie trzeba jakoś wybitnie znać angielskiego, by stworzyć za pomocą Picnika cudo ze swojej kolekcji zdjęć. W dodatku ze strony bezpośrednio można wysłać gotowe dzieło na email do znajomych. Wpisać można 100 odbiorców.

Polecam bardzo! :)

Code 46

Zaintrygował mnie tytuł i pokrótce opis. Film póki co można zobaczyć na Iplex, nie wiem jak długo będzie on dostępny, więc jeśli ktoś chce to niech się spieszy.

Poznajemy zupełnie inny świat. Świat w którym doszło już do klonowania ludzi i powszechnego invitro. Mało kto został poczęty naturalnie przez dwie osoby. Dodatkowo państwo kontroluje ich za pomocą swojego rodzaju "wiz" na przemieszczanie się między miastami.

Wydaje się to na pierwszy rzut oka nic nie znaczącym faktem, i można by się pokusić o stwierdzenie, że przecież klonowanie jest czymś złym... Ale czy można na to patrzeć, jako zło, gdy chodzi o przetrwanie gatunku? Kiedy zostały tylko garstki ludzi? Nie. Podobnie jak nie można tak spojrzeć na kodeks 46.

Kodeks miał chronić przed nieświadomymi kazirodczymi poczęciami. Bowiem ludzie klonowani z zarodków są swoimi kopiami nawet z przesunięciem o kilkadziesiąt lat. Młody chłopiec może poznać młodego klona swojej babci. I nie wiedzieć o tym.

A jak wiemy, choćby z nauki już teraz istniejącej, nieświadomi pokrewieństwa ludzie potrafią połączyć się w parę. Bo coś ich do siebie ciągnie, a potem okazuje się, że to rodzeństwo. Nie mało takich przypadków jest? Tutaj mamy do czynienia z światem, gdzie takie niebezpieczeństwo jest dużo bardziej prawdopodobne.

Złem okazuje się nie kodeks, a to że ludzie są kontrolowani do tego stopnia, że człowiek nieświadomy swojej choroby, zamiast mu ktoś coś powiedzieć, załatwia sobie wizę na czarno i ginie. Że kobieta łamiąca kodeks ma usuniętą ciążę i wyczyszczoną pamięć do tego momentu, że myśli, iż miała operację palca.

Żona wie, o zdradzie męża, o tym co on zrobił, ale on sam został pozbawiony pamięci całego zdarzenia. Całej tej sytuacji. To już nie budzi wątpliwości. To jest zło w największym wymiarze, jakie może być. Manipulacja pamięcią, wspomnieniami, a w ten sposób i swego rodzaju uczuciami. Kobiecie wszczepiają wirusa po to, żeby poinformowała o złamaniu kodeksu, skoro już raz do tego doszło.

To wszystko jednak jest pokazane w nieco poetyckiej formie. Jest swego rodzaju listem do ukochanego, który już nieświadomy tego "występku" i żyje znów w swojej rodzinie, gdzie z żoną ma poniżej 25% zgodności genów. I syna. Krajobrazy, muzyka, szelest nietoperzy... Wszystko łączy się w obraz, który skłania do refleksji.

Film jest też pewnego rodzaju ostrzeżeniem. Pokazuje nam, że idąc taką ścieżką nadal będzie istniał podział na tych żyjących w miastach i na tych bezdomnych na pustyni. Którzy nie wiedzą tak naprawdę z jakiego powodu zabrania się im wiz. Wszechobecne hasło "Sphinx wie najlepiej" dobitnie pokazuje, że wie tylko on. Tylko rządzący. Sam obywatel nie wie za co jest zdyskredytowany.

Doskonale pokazany jest tragizm takiego życia. Takiej sytuacji. Bowiem dwoje ludzi łączy miłość i nie rozumieją, dlaczego ze względu na błędy ludzi, czyli dopuszczenie do klonowania i tym podobnych rzeczy, a przede wszystkim na samo doprowadzenie do sytuacji, żeby to był jedyny ratunek dla gatunku ludzkiego, ich miłość jest wykluczoną. Nie mającą prawa zaistnieć.

Co gorsza w tym futurystycznym świcie, w którym, aby wziąć ślub najpierw trzeba przejść pozytywne badania genetyczne. A to sprawia, że władza totalna decyduje, wie, kontroluje z kim się wiążemy...

Warto zobaczyć, naprawdę.

Drevni Kocur

Iplex Plus

Jakiś czas temu pisałyśmy o odkrytym serwisie filmowym, i nie tylko, Iplex. Ostatnio pojawiło się rozszerzenie, bowiem przypuszczam nie jednego użytkownika zaczęły denerwować reklamy, które pojawiły się przed i w trakcie filmów.

Rozszerzenie do Iplex Plus otrzymujemy za jedyne 9,90. Aktywujemy taką wpłatą konto na 31 dni. Później dostaniemy maila przed końcem ważności konta. Opłacamy znów albo i nie, jak kto woli. My korzystamy pierwszy miesiąc i póki co jesteśmy zadowolone.

Nie tylko brakiem reklam, ale i specjalnym bonusem. Bowiem rozszerzenie sobie konta do Plus daje nam dostęp do filmów dostępnych tylko dla posiadających abonament. Imponujące jest to, co ukazało się moim oczom, kiedy kliknęłam zakładkę "Iplex Plus" u góry obok "filmy za darmo".

"Księżna", "Nine", "Istota", "Obywatel Milk"... I wiele innych tytułów. Po prostu kosmos jakiś! Aż nie wiadomo za jaki film się brać. Codziennie wieczorem mamy dylemat... Ale pewne jesteśmy jednego. Przy takim czymś niepotrzebne nam "pudło szatana" czyt. telewizor.

Mam nadzieję tylko, że Iplex nie zwiększy ceny i nadal pozostanie tak dobrą konkurencją dla usługodawców typu "Ipla", którzy za obejrzenie przedpremierowe odcina serialu chciało ode mnie smsa za 6 zeta...

Póki co jest fajnie i polecam! :)

Drevni & Gamewalker

FarmerAma*

Co prawda recenzję jakiś czas temu zamieściłam, ale od tamtego czasu zmieniło się bardzo wiele. Na lepsze oczywiście! Ale zacznijmy od początku...

Pierwszą wielką rewolucją, od kiedy gram, było wprowadzenie Magicznego Drzewa. Czyli doszła kolejna łąka do sadzenia upraw i drzew, stawiania zagród. Odblokowywało się te tereny za pomocą run na Magicznym Drzewie aktywowanym poprzez odpowiednią ilość gwiazdek (do zdobycia w trakcie eventów i wykonywania misji w spółdzielni).

Ja poszłam oczywiście najpierw drogą odblokowującą mi tereny. Wspomnieć muszę, że przy wprowadzeniu tego drzewa pojawiła się ten nowa mapka. Już nie przechodzi się za pomocą strzałek z napisem "Ogród ozdobny". I dobrze, bo to było nieco kłopotliwe i ogłupiało w pewnym momencie. Bo szukałam po prawej na dzikiej łące owego skrótu. ;)

Drugą rewolucją było zniesienie Palmogroszy i mil. Szybko więc wykorzystywałam mile, zdobywane co level, aby na Bahamaramę dolecieć nim stanie się ona dostępna poprzez runę na drzewie. Zlikwidowanie palmogroszy ułatwiło zakupy i teraz wszędzie płaci się jedną walutą. A mile zostały na to, żeby podsypywać nimi uprawy co daje np. 2 plony więcej plus 50% PD więcej.

Trzecią rewolucją, jaka zawitała do Farmeramy wczoraj jest miasto rzemieślnicze. Trudno było mi się zdecydować co wybrać... Gdy wybrałam przetwórnię dżemów, okazało się, że żeby wybudować budynek trzeba zrobić pięć misji w spółdzielni. Dość proste to było, bo tyczyło się owoców z drzew. Zaraz jednak okazało się, że mogę mieć drugą umiejętność! Za jedynego smsa... ;p Jednak na bycie piekarzem przyjdzie mi poczekać. Chcą 30 jajek, a na targu pustki, a w stodole raptem 6.

Produkty można zjadać, dodawać do poziomu budynku, albo wysyłać w prezencie, albo sprzedawać na targu. Ja postanowiłam dodawać do rozbudowy, bo to da więcej przepisów. Dzisiaj wyjątkowo zjadłam i... Okazuje się, że za zjedzenie są bonusy. Piec można za pomocą cukru i soli, które podobnie jak narzędzia, wypadają podczas zbiorów. Oczywiście jest opcja florenowa, ale jako cierpliwy farmer nie zamierzam z niej korzystać. ;)

Tak więc, jak widzicie gra się rozwija, nie stoi w miejscu. Rozwija się dość szybko i nie ma czasu się nudzić. Zapraszam dlatego też ponownie. Jakby ktoś się namyślił, niech wyśle wiadomość do drevnikocurek, a zwolnię miejsce na liście sąsiadów i chętnie pogram i powymieniam się prezentami z kimś, kogo znam... ;)

Drevni Kocur

Forsaken World

Grę znalazłam dzięki temu, że w Shayi ktoś wspomniał mi, że Perfect World jest bardziej otwartym światem. Weszłyśmy, szukałyśmy... Znalazłyśmy Forsaken World. Niby lepsza wersja Perfect World.

Jak się oglądało zdjęcia... Piękne cudne. Wybór ras i klas ogromny... Wydawałoby się po prostu coś niemożliwie fajnego.

Założyłam postać, z bólem serca priest elf. Bowiem druidów nie mieli. Gra... Grafika ładna, efekty cud dla oczu. Ułatwione sterowanie, że wystarczy kliknąć w imię postaci z questa i już moja postać sama tam biegnie.

Co level to nowsza zbroja... O ile można nazwać zbroją sukienkę kapłana... ;) Silniejsze skille, punkty talentu od dwudziestego levela... Drzewka podobnie jak w WoW'ie. Lecz martwiło mnie jedno. Plecak.

Okazuje się, że niestety w darmowych grach trzeba nieźle bulić. Plecak mamy za 220 Liści, a to oznacza, że trzeba kupić od cholery Zen. Bowiem jest przelicznik. 100 Zen to 40 Liści.

Co mnie bardzo rozczarowało... Podobnie nowość, której nie spotkałam w innych grach rpg mmo etc. Śluby. Są piękne, ale cholernie drogie. Każdy z partnerów musi mieć 1200 Liści. I dodatkowo 800 na obrączkę.

I kolejna nowość. Postać ma się na jednym serwerze, ale można sobie dowolnie przeskakiwać między 10ma kanałami i nie kasuje nam questów. Tak, więc jak laguje nam na jednym albo przeszkadza tłum przeskakujemy na inny i jesteśmy w tym samym miejscu.

Oraz wygląd fashion... Można, niestety za liście, kupić sobie strój do chodzenia, który chowa zbroję. To jest dobra opcja jak np. jest się Warrior'em i ma się blachę od stóp do głów. Ale jak się skompletuje taki zestaw... Kwota zabija, przynajmniej mnie.

I cóż... Gra piękna, ale polecam tym, co mają dużo nadmiaru gotówki na takie zabawy. Bo tak to plecaczek malutki, co rusz trzeba coś wywalać, a na sprzedawanie trzeba by co chwilę biegać...

Bo poza tym małym "szczegółem" gra się bardzo fajnie i miło. I dla oka i dla duszy... Lecz mnie na to nie stać. Bo przykładowo 1000 Zen kosztuje około 10 euro, a mamy z tego 400 liści. Spójrzcie teraz na kwoty ślubu i stroi... I macie odpowiedź dlaczego rezygnuję.

A szkoda, że twórcy nie pomyśleli o innych rozwiązaniach... Bo zapewne mieli by graczy więcej. Bo owszem jest opcja płatności smsem, przelewem, wszystkim, ale ten przelicznik jest zabójczy. Sprawiedliwie by było 1 do 1. 1000 Zen = 1000 liści. Acha, najmniej ile możecie zamówić to właśnie 1000 Zen.

I jeszcze jedna kwestia zauważona po powrocie do typowych gier, a dokładniej World of WarCraft. Forsaken World czyni gracza niepełnosprawnym erpegowo. Przede wszystkim dlatego, że oferuje ułatwienie wspomnianego już kliknięcia w nazwę w opisie questa i automatyczny bieg na miejsce.

A my w tym czasie, wiadomo, możemy sobie kawę zrobić... "O jeszcze 1000 metrów, zdążę na siusiu".  W ogóle gracz nie myśli. Tak, przynajmniej ja zauważam. Nie muszę się główkować o co chodzi, gdzie tego kolesia/skrzyni/potwora poszukać. Bo gra robi to za mnie.

Na koniec przykry dość wniosek... Najpierw zaistniał WoW, potem Shayia, a po nich obu Forsaken World. I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest to miks tych dwóch pierwszych. Wystarczy spojrzeć na wygląd bogiń w Shayi. I fakt identycznych rzeczy typu dungeony w Wowie.

Czy to można nazwać prawdziwym rpg online? Oceńcie sami...

M. Gamewalker & Drevni

The Heart of Me

Bez wątpienia zachęciła mnie zapowiedź tego filmu, którą widziałyśmy przed rozpoczęciem się jednego z oglądanych na Iplex. Niepewna co zobaczę czekałam na niedzielę, aż film będzie dostępny...

Dwie siostry. Jedna zamężna, zimna, patrząca na to, co powiedzą ludzie... Oceniająca negatywnie swoją siostrę. Druga pełna emocji lecz nie zważająca na innych i nie oceniająca...

Układ wydaje się być banalnym układem, jakie w takich filmach bywają... Dwie kobiety, jeden mężczyzna... Lecz tutaj ogromne zaskoczenie. Nic nie jest tak proste jakby się wydawało...

Wszystko z chwilą rozkwitu miłości między Rickim a Dinah zaczyna się zmieniać i komplikować... Chwile radości z pełną zrozumienia ukochaną na przemian z wiecznie wszystko krytykującą żoną...

Przeplata się miłość, radość, cierpienie, powinność, poświęcenie... To wszystko składa się na obraz, który dobrze oprawiony sprawia przyjemność w oglądaniu od początku do końca.

Dobrze i ciekawie zrealizowana podróż w czasie, flash back’i sprawiają, że choć sama fabuła jest prosta to ciężko jest domyślić się co się stało. Wplątują się działania wielu osób...

Film gra na naszych podstawowych emocjach. Gniew, zazdrość, współczucie, miłość nadzieja, zdrada. Skłania też nieco do refleksji... Trudno tu jednak o ocenę którejkolwiek z bohaterek.

Mimo w pewnym sensie dobrego zakończenia i wybaczenia(?) są tajemnice, których sobie nie zdradzają... Te dwa największe bóle zachowują dla samych siebie.

Film porusza też kwestię walki, rywalizacji swego rodzaju... I pokazuje dość kontrastowo niesprawiedliwość. Ta, co kocha traci... Ta, która walczy zawzięcie wygrywa, ale... Też za swoją cenę.

Czy to było warte takiej ceny? Zobaczcie sami...

Nie byłam przekonana do końca co zobaczę, kiedy siadałam przed ekranem monitora ale teraz z całą pewnością mogę stwierdzić, że było warto.

Polecam!

Drevni Kocur

Sam & Max

Początkowo, gdy zobaczyłam grę w języku angielskim byłam zniechęcona... No, bo jak to... Mam rozwiązywać zagadki nie rozumiejąc nic? Z pomocą jednak przyszło CD Action, które jakiś czas temu dało tę grę jako dodatek.

Sezon 1 prezentuje się jak dla mnie, jako genialna gra na poprawę humoru i deszczowe zimne wieczory. Grafika nie jakaś genialna ani cudna. Podobnie sama hmmm... treść gry, ale...

Nie ma to znaczenia w obliczu tego, jak zabawna jest to gra oraz jak czasem trzeba się nagłówkować, żeby rozwiązać kolejne absurdalne zadanie. Podobnie jak niesamowicie powymyślani są bohaterowie.

Powiem szczerze, że drugiej tak dziwnej i zarazem tak szalonej gry nie znalazłam. Do tego te teksty... Szczególnie momentami obrzydliwe fakty z życia królika Maxa. Jakie by nie były w ogóle teksty, moim zdaniem gra powinna być dla młodzieży w wieku od 16 lat...

Gra się miło i przyjemnie, czasem nerwowo, gdy nie można odgadnąć rozwiązania... Więc polecam bardzo gorąco! :)

PS. Lepiej nie pijcie nic w trakcie gry, bo grozi zalaniem klawiatury i monitora... ;p

Drevni Kocur

Telenowela

Film do obejrzenia już nie tylko w kinach studyjnych, ale na Iplex. Nie czytając zbytnio opisu zasiadłam do oglądania... Niestety w dwóch częściach.

Film z pozoru wydaje się nudny, tak jakby ktoś za aktorami chodził z ręczną kamerą i kręcił... Wydaje się, że nie będzie działo się nic ciekawego. Zaczyna się od narratora, który, podobnie jak w "Amelii", dzieli film na części i przypomina co się działo przedtem...

Film nie powala pięknymi aktorami ani estetyką otoczenia. Zwykłe mieszkania, jak u każdego na co dzień, wszystko wszędzie, pudła, kartony gazety... Twórca nie szczędzi realizmu. Czasem nieostry obraz, źle ustawiony kadr... Lecz to wszystko ma swój cel. Przeciętny widz może się wczuć.

Podobnie jak we wstępie filmu zdradzę Wam... Na górze mieszka Charlotte, która po wyprowadzce od ex zabawia się co noc z innym mężczyzną, na dole mieszka Veronika... Nim dwie sąsiadki odkryją, czego tak naprawdę pragną, mija wiele wydarzeń... Niestety przykrych. Lecz jakby w przeznaczeniu, jedna pomaga drugiej w najbardziej krytycznym momencie.

Charlotte ratuje życie Veronice, nienawidzącej siebie i swojego ciała, bowiem prostytuuje się, aby mieć na leki i nie może znieść czekania na decydujący o jej przyszłym życiu list od rządu... Później to Veronika ratuje życie Charlotte, gdy ta jest bita przez byłego chłopaka...

Przyjaźń rozkwita i... Przy kolejnych wspólnie spędzanych wieczorach sąsiadki zbliżają się do siebie... W film można się tak wczuć, że wraz z nimi momentami aż siedzi się... Chciałoby się powiedzieć jak oglądając telenowelę ;D... I czeka w napięciu co będzie dalej...

Zastanawiasz się, jak to się rozwinie i potoczy. Bo sytuacja jest skomplikowana. Veronika nie wie, czy Charlotte pragnie prawdziwej jej czy tego, czego sama nienawidzi... Czytałam w recenzjach, że niby reżyser zostawia niedopowiedzenie.

Jak dla mnie odpowiedź jest jasna... Bowiem skoro najpierw niby uczucia Veroniki nie mają znaczenia, bo Charlotte wróciła do chłopaka... Bowiem niby Charlotte nie może Veroniki kochać bo... I tutaj pada kolejny banalny powód, który chwilę później nie ma znaczenia...

I jeszcze jedno... Jak dla mnie najpiękniejsze w tym filmie były wyznania uczuć... w drzwiach, w progu. Po prostu coś niesamowitego. Takie z głębi serca tak po prostu w progu, w drzwiach... Coś co wydaje się być niemożliwe staje się możliwe. Czy dusze mogą się kochać bez względu na wszystko?

Jak to się zakończy? Zobaczcie sami. :) Film bardzo pozytywny i wręcz pozytywnie nastawia do życia ;)

Drevni Kocur

FAERY Legends of Avalon

Witajcie w Świecie Baśni... Magii, czarów i istot, o których nie śniło się nawet filozofom... "Faery" to gra dla tych, którzy mimo dojrzałego wieku potrafią marzyć.

Nim wstąpimy do owego pięknego Świata, który jest w potrzebie, tworzymy postać... Do wyboru mamy wróżkę i elfa, czyli kobietę i mężczyznę. Tworzenie to odbywa się z najdrobniejszymi detalami... Kolor skóry oczu, włosów, kształt nosa, ust, podbródka, policzków, oczu... Fryzura, makijaż... Nie pamiętam co jeszcze, lecz daje to możliwość stworzenia postaci podobnej do nas samych.

Później nim wkroczymy w sidła przygód i przedziwnych historii, przedziwnych fascynujących istot... Czeka nas nauka sterowania po przebudzeniu ze snu w krysztale. Jest to dość proste i poręczne, więc nikt nie powinien mieć z tym problemów. Jedynie trzeba się przyzwyczaić, że dialogi są pisane, a słychać jedynie fajną muzykę i efekty naszych czarów w trakcie walk oraz odgłosy zwierząt. Lektora nie ma, bowiem ponoć to jest wersja PC gry, która jest na PS.

Świat jest bajeczny, a to za sprawą jakiejś nowej technologii tworzenia grafiki... Ma się rzeczywiście wrażenie, iż to jest świat 3d. A to za sprawą jakiejś magii, do której zainstaluje nam płyta dodatkowo Nvidię PhysX... Latanie należy do moich ulubionych. Tak cudnie nie fruwało się nawet w Second Life...

Kiedy ogarniemy już to wszystko rozpoczyna się wielka przygoda... Gnomy, trolle, fauny, Lustra... Syreny, duchy, Latający Holender... I mnóstwo innych. Stają przed nami wybory... Nie ma tak, że co nie odpowiesz to scenariusz potoczy się tak samo. O nie... Za każdy czyn ponosisz konsekwencje. Będziesz niemiły, odmówisz pomocy, odmówią i Tobie... Możesz być dobrą lub bardziej złą i samolubną... A jakie są skutki? Przekonajcie się sami. ;)

Na koniec dodam, że gra zachwyca. Swoją bajecznością, fantazją, pomysłowością rozwiązań i przebiegiem akcji... A także nietypowym podnoszeniem umiejętności i magii, jakich możemy się nauczyć. Jeśli myślicie, że postać każdego gracza na końcu wygląda tak samo to grubo się mylicie... Bo w zależności od tego, co ulepszysz i z jakim żywiołem czy też właściwościami, taką masz zbroję, skrzydła czy też nawet ogon i rogi...

I naprawdę można przy niej odciąć się od realnego świata i problemów, choć na te kilka chwil... I zaangażować się w walkę o ginący świat wyobraźni, magii i legend...

Polecam barrrdzo!

Drevni Kocur

Wiedźmin Versus

Jestem w posiadaniu gry Wiedźmin wersja full wypas i mam kompa, który to obsługuje ^^ Co z tego skoro nie mam kiedy grać?
Bo to jest tak. Sama bym jeszcze sobie od czasu do czasu jakiegoś questa pyknęła ale mam Elfa który sika za tą grą i mam totalny zakaz grania bez Elfa i tu jest zonk, bo albo ona karmi albo ja noszę i tak na zmianę ;p Chodzi oczywiście o naszą małą Przerazę ^^ hihihii
Więc jak to zastąpić, aby zaspokoić chęć grania bez grania?

Otóż jest sposób a jest nim Wiedźmin Versus. Kolejna zabawa przeglądarkowa, w której wcielamy się w Dzielną czarodziejkę Trias Merigold, Wiedźmina Geralta lub straszną przerazę. Gra graficznie jest oparta na oryginalnej grze ale oczywiście jest zrobiona w konwencji Bite Fight. Moim zdaniem jest jednak lepsza. Zdobywanie doświadczenia, fajne, zróżnicowane questy, wyprawy z przygodami, pojedynki z innymi Graczami, gildie i masa innych atrakcji sprawiają, że gra przyciąga i jest atrakcyjna każdego dnia.
Pozwala jednak siąść wydać polecenia i odejść do codziennych obowiązków. Można spokojnie mieć odpaloną do tego Farmeramę.
W ogóle po przejrzeniu wielu pozycji oferowanych przez Big Point wybrałyśmy też Farmę i Battlestar Galacticę.

Polecam koniecznie, przyłączcie się do nas i naszej gildii byśmy mogli wyszaleć się i skopać tyłki naszym przeciwnikom. A sposobów jest wiele, łącznie z oblężeniem Wyzimy lub atakiem na inne gildie.

Punkty doświadczenia rozdzielamy pomiędzy nasze ataki i specjalne zdolności, które potem, przed walką układamy w komosy i … walczymy. Kto ma lepsze umiejętności? Kto lepiej dobrał komosy? Nie ma jednej zasady czy taktyki. Trzeba kombinować.

Kliknij obrazek, aby się zarejestrować :)
Gamewalker Magda