Extra Hot


Kulinarnie...

Tak i nie, w sumie nie do końca.
 Zachęcona troszkę MocnymVlogiem i pomysłem Szafy na jedzenie i prezentowanie pikantnych potraw, przypraw i sosów pomyślałam, że sama mogę się tym zająć. Jak by nie patrzeć, jedzenie na "ostro" wciąga niczym czarna dziura. Dlatego spodziewajcie się całej serii recenzji wszelakiej maści pikantności.
Muszę jednak zaznaczyć, że musicie brać poprawkę, na to, że jedząc pikantne rzeczy, uodparniacie się na nie i coś co dla mnie w tej chwili jest niepikantne może wypalić wam usta. Po prostu bierzcie poprawkę na to i już.

Na pierwszy ogień zaprezentuję Wam najmocniejszą rzecz, która ostatnio prawie mnie pokonała.
W Świdniku od jakiegoś czasu mamy restaurację, "Habbiby"
Normalnie dostajecie tam zwyczajne jedzenie. Na stołach w dzbaneczkach stoi sos. Powiem szczerze, że jak zaczęłam tam chodzić, kilka kropel tego sosu starczało, aby potrawa stawała się niemal nie jadalna. Teraz sos kwalifikuję jako średnio pikantny. Jednak jest pyszny i noszę się z zamiarem zdobycia jego receptury.
"Habbiby" oferuje jednak opcję, której nie znajdziecie na kartach menu. Przy zamówieniu dowolnego "kebsa" wystarczy poprosić o wersję "Extra Hot" i tym prostym trikiem zafundujecie sobie bilet na przedmieścia piekieł.
Jest to najostrzejsza rzecz, jaką do tej pory jadłam. Choć mam świadomość, że są pikantniejsze rzeczy, to przyznaję, że w 2/3 jedzenia, miałam łzy w oczach i chciałam się poddać. Dotrwałam jednak do końca, więc przeciwnik został pokonany. Dam mu jeszcze szanse na rewanż (bardziej w celu sprawdzenia, o ile się uodporniłam, gdyż z założenia kolejne podejście powinno być już bezbolesne) i ruszam na poszukiwanie kolejnego wyzwania.

Czy coś mnie zaskoczy? Czy coś mnie pokona wreszcie? Nie wiem, może wy macie jakieś pomysły i propozycje?

Podsumowanie:

Pyszny sos Habbiby: ♨♨♨
Kebs Extra Hot w Habbiby: ♨♨♨♨♨

Anyari vel Meg vel Motylek

Zanim się obudzę


Ulotkę miałam z kina, więc jak tylko nadarzyła się okazja - obejrzałyśmy... No, bo taki thiller czy tam horror - nawet nie czytałam opisu...

Zaczęło się ciekawie i wciągająco... Cały film w sumie trzyma w napięciu, które rośnie. Efeky specjalne śliczne i przerażające momentami. Aktor znany mi z "Pokoju" genialny! Jak zawsze genialny :)

Lecz jednak w tym wszystkim wplecione bardziej widziałam fantasy i nieco dramatu niż thiller/horror. Kilka kwestii mnie np. nie uspokoiło - wątek męża, który zniknął i dziecka...

Może dlatego, że oczekiwałam rozwiązania wszystkiego, ale i tak film był taką fajna baśnią dla dorosłych. Fantasy, nieco wzruszające, trochę przerażające momentami, ale i tak bliżej mi tu do baśni.

Na pewno czas na ten film nie jest stracony. Ale też i jak ktoś wymaga kina z wysokiej półki to niech lepiej nastawi się na zwyczajną fantastykę połączoną z dramatem - bez fajerwerków ani nadzwyczajnych przekazów będących drugim dnem historii... Albo da sobie spokój.

drevnikocurek

Fynf und cfancyś


Witkowski powrócił do korzeni. Książka, owszem, kontrowersyjna, wielu pewnie po nią nie sięgnie, bo kogo by to obchodziło...

Dla mnie jednak nie była to ani komedia ani specjalna kontrowersja. Dla mnie jest to historia o odrzuceniu, a także skutkach homofobii. Brak wsparcia do tego stopnia, że chłopcy uciekają z domu w taki świat...

Szukając jakiejkolwiek akceptacji sięgają takiego poniżenia, że aż dziw, że nie chcą wrócić do domu jak mogą. Ale nie robią tego. Znajdują w tym dziwnym podziemnym świecie akceptację, bo wszyscy tam tak "pracują"...

Książkę czyta się jednym tchem, ale bohaterowie postaną w pamięci na pewno na długo. A także ci, którzy u nich tej brakującej akceptacji poszukiwali... Choć często płacili za towarzystwo przy kolacji albo bycie wysłuchanym...

Polecam.

DK

Baśnie Braci Grimm dla dorosłych i mlodzieży BEZ CENZURY

Tego właśnie mi było trzeba! Baśnie do poczytania przed snem, ale nie takie zwyczajne... Trafiłam na tę książkę w Biedronce jakiś czas temu i się nie zawiodłam.

Gruba na niemal pięćset stron, zawierająca pięćdziesiąt bajek, ładnie wydana, co prawda w półmiękkiej oprawie, ale treść jest najważniejsza!

Niektóre baśnie myślałam, że mają bardziej drastyczną wersję, ale też i poznałam wiele mi nieznanych... Dodatkowo każda baśń ma komentarz autora. Pullman dodaje cenne uwagi i propozycje imterpretacji...

Ale jak wiadomo baśnie miały bawić, w pewien sposób zajmować czas, umilać wieczór, trochę moralizować, uwalniać lęki, skłaniać do refleksji... I ta książka jest idealną pozycją przed snem. Baśń i spać! ;)

Polecam, bo warto!

drevnikocurek

Guild Wars 2 (okiem Drevniego)

Nie wiem, nie znam się, ale... Chciałabym coś powiedzieć, bo od dwóch dni jestem w innym świecie (z umiarem wiadomo). A to wszystko za sprawą drugiego mieszkańca lokum...

Meg tak nachodzi co jakiś czas... (- też tak macie gracze?) ...że szuka czegoś do pogrania online. Nie wiemy, czy to tęsknota za World of Warcraft czy za czymś, w co się siądzie czasem wieczorem, kiedy koty i dzieci śpią i można pograć, powalczyć, pozdobywać...

No i traf sprawił, że pobrałyśmy Guild Wars 2. Można za darmo, więc narzekając na to, jak drogie prepaidy ma WoW zrobiłyśmy postacie. Padło na Nord'ów. Pewnie też trochę dlatego, że czekamy na dalszy ciąg Gry o Tron? No w każdym razie ta gra okazała się póki co całkiem fajna. Nie spodziewałam się, bałam się tych kiczowatych znaków zapytania (w jakiejś online'ówce mi je Meg pokazała, a i panienka biegnąc tak machała tyłkiem, że albo siku jej się chce albo co gorszego), bałam się jakiś mikropłatności, tak jak w Rifcie itd...

Ale WarCraft mnie zraził garnizonami, muszę to przyznać, nie pisałam nawet o tym oddzielnie, bo po prostu mi opadły uszy. Tęskno czasem za Druidem i za tamtym klimatem... Lecz Dreanor mam wrażenie, że tylko po to został stworzony - garnizony i udziwnienia. Owszem gra ewoluuje, zmienia się, ale w pewnym momencie, kiedy są dwa gracze w rodzinie i macie wizję odświeżania prepaida na zmianę (jeden miesiąc Meg, drugi ja) i liczyć, że to jest minimum 100 zł... No to ludzie... Nawet mnie samej byłoby szkoda płacić co dwa miesiące, jak mam grać sama... A mimo wszystko podświadomie ta igła, że opłacone,a  nie mam czasu kiedy siąść... No zmarnowana kasa po prostu.

Widać gracz też musi czasami ewoluuować i z pewnych rzeczy zrezygnować być może czasowo. Może zmądrzeją i zrobią free. Ale wróćmy do Guild Wars 2. Tutaj jest całkiem ładny klimat, owszem nie jest komiksowy jak tam - jest realistyczny, grafika na wysokim poziomie (widać te cienie na zdjęciu? a wcale nie mam najnowszej karty graficznej) - ale może te dwie gry nie da się porównywać? Konkurencją dla Guild Wars 2 podobno jest Elder Scroll Online - widziałam na filmiku, gówno. Jak już popatrzeć na ten pasek u góry z tymi znaczkami to się słabo robi. No niestety do WarCrafta przyzwyczajona jestem i chciałam podobne sterowanie. Że nie ma Druidów, to wybrałam sobie postać ze zwierzaczkiem, zaczęłam od wilka, ale już mam kruka i niedźwiedzia... A piszę to ja 13 lvl. I mam nadzieję, że kolejny wpis zrobiony przez Meg powie Wam więcej. Ja póki co jestem zadowolona. Te same komendy na czacie działają, i spać można w karczmie itd...

Myślimy nad standardem do wykupienia, ale oczywiście nie na ich stronie. Tylko jak coś może na zajączka wielkanocnego? ;) Na necie jest taniej niż 45 euro - czy warto? Czy lepiej pozostać przy darmowym graniu?

Przynajmniej jednorazowo się płaci i w czasie możemy sobie się dogadać, bo Meg chce tą nową klasę. Niestety Blizzardzie - to już nie są czasy na płacenie abonamentów za gry. Uważam, że wiele lat minęło i jest czas, by dostosować się do rzeczywistości. A tokeny sprawy nie załatwiają, bo gra ma być przyjemnością, a nie farmieniem złota po to by kolejny miesiąc znów kołować złoto, aby móc to robić znów za miesiąc...

Tu poczułam się wolna. Nie napotkałam na nic, za co każą mi płacić. Jakaś czarna skrzynka z kluczem za kamienie? Najwyżej będzie leżała w banku albo ja wywalę. Nie daję się już zmanipulować, ani też nie mam ochoty za nic płacić. Tutaj biegam, trafię na obszar z questem? Fajnie, robię, odbieram nagrodę, nie muszę szukać znaku zapytania, żeby odebrać i wziąć następne zadanie. I to jest akurat wygodne, że aż fajne. Gracze chyba się też starzeją z czasem i odechciewa im się biegać między taką ilością światów jaka napotkała WarCrafta?

Mówię to ja, level 13: Polecam, zapraszam, mi się (póki co) podoba! :)

drevnikocurek

Once Upon a Time, Dark Swan

 Nadszedł ten długo wyczekiwany pięty sezon, pierwsza część za mną... No i cóż mogę powiedzieć? Na początku podchodziłam sceptycznie, bo jakoś tak ten Artur mi od początku nie pasował, ale potem wszystko układa się w całość...

Najważniejsze, że powróciło kilka fajnych, i pojawiło się kilka fajnych postaci. Merida jak wymarzona, lepsza niż ta z bajki dla dzieci, ale i wątek z ważnym przesłaniem. Powróciła tuz przed chwilą też Mulan, ciekawa jestem jak to się potoczy.

Ogólnie twórcy jak zwykle dbają o szczegóły i o klimat, mniej jest biegania w sukniach, ale też się pojawia. Tym razem także przemieszczamy się między światami - Camelotem i StoryBrook.

Najbardziej wątek skupia się na Emmie i jej tajemnicy. Razem z bohaterami próbojemy się dowiedzieć co się stało, dlaczego tak jest, jak do tego doszło... Momentami można było się czuć jak detektyw... Byłam zszokowana pewnie tak samo jak sami bohaterowie...

 Najwięcej wzruszenia uzyskał u mnie wątek Meridy i cieszę się, że pozostaje ona na drugą połowę sezonu szóstego. Mulan także. Jakaś odmiana. Oraz... Kto nie widział, niech nie czyta, wraca nasz ulubiony Rumplestiskin. Ale zawiodłam się trochę tym jak innych wyrolował. Uwierzyłam w jego przemianę...

Chyba na tym polega też tajemnica tego serialu, ludzie zapominają o baśniach i ważnych przekazywanych przez nie prawdach, które są żywe, istnieją i można je zaobserwować je wokół nas. Według mnie Once Upon a Time powinien oglądać każdy dorosły, który zapomniał te prawdy...

Cóż, teraz czekają nas Zaświaty. Oby było równie przyjemnie oglądać. :)

Pokój

Czy ja już kiedyś mówiłam, że uwielbiam psychologiczne filmy? A takie jak "Pokój" to już na pewno.

Bez bicia - nie czytałam książki. Może dlatego, że po ostatniej jakoś stwierdziłam, że thillery są zdecydowanie lepsze czasami w ekranizacji (zobaczymy jak to zrobią), ale wróćmy do "Pokoju"...

Zaczyna się od narracji dziecka, opowiadającego nam o swoim świecie. I tutaj należy się zatrzymać, przyjrzyjcie się uważnie, to, co ten dzieciak w tym filmie nam pokaże będzie niezwykłe. Ta rola zapada w pamięć na długo... I jest to tak niewyobrażalne, że aż nadzwyczajne, nie wiem czy w prawdziwym życiu dziecko potrafiłoby być aż tak dzielne i aż tak sobie poradzić... Nie wiem. Ale to, co zrobił aktor, jak zagrał tę rolę i jak autentycznie się go odbiera, to jest niesamowite!

Nie mniejsze też robi wrażenie matka Jack'a. To, jak mu pokazuje świat i jak stara się zrobić wszystko, by oprawca nie zrobił im krzywdy jest momentami ekstremalnym surwiwalem. Bo kto wie, co siedzi w głowie takiemu psycholowi? Bo kto zdrowy na umyśle porywa i przetrzymuje drugiego człowieka wbrew jego woli? Próba przetrwania Ma ma wymiar psychologiczny, ale i też fizycznie - stara się zrobić wszystko jak najlepiej by przeżyć i chronić to co najcenniejsze...

I aby się uwolnić, uciec i wrócić do normalnego świata.

I tu zostałam zaskoczona, bo minęła dopiero polowa filmu a ja miałam uczucie "No tak, już zaraz będą napisy końcowe, koniec.", a jednak nie! Film toczył się dalej. I tu miła i szokująca niespodzianka. Nie kończy się jak większość tych amerykańskich thrillerów "zasłona i żyli długo i szczęśliwie".

W drugiej połowie już poza pokojem, już w świecie, gdzie Ma zaginęła wiele lat temu i wiara na jej odnalezienie była nikła (o ile w ogóle ktoś wierzył, że żyje i się odnajdzie) poznajemy nowe oblicza osobowości głównych bohaterów...

Niby jest to thriller psychologiczny, ale też i film można odbierać jako jedną wielką metaforę. Dla każdego z nas pokojem może być coś (lub ktoś) innego. Reżyser niewątpliwie chciał pokazać śmierć wewnętrznego "ja" i próbę odrodzenia się w nowej formie wśród nowych okoliczności. W przypadku Jack'a bardzo dojrzałej. Dlatego tak podziwiam tę postać.


Przygotujcie sobie chusteczki, przekąski, dużo herbaty i oglądajcie!
Film jest bardzo dobry i naprawdę warty całego wieczoru.

Pozostaje w pamięci na długo.
Albo i na zawsze?
Dawno żaden z filmów aż tak mnie nie poruszył.

drevnikocurek

Dziewczyna z pociągu

Ile reklam, szumu, zapowiedzi... "Niesamowity thiller"tak, że sam Stephen King poleca... Naprawdę?

Przeczytałam w kilka dni, owszem, wciąga, jest akcja, wydarzyło się coś złego, obserwatorka z pociągu wplątuje się w sprawę itd...
Ale opisy alkoholowych akcji głównej bohaterki oraz wracanie do dawnej miłości... Książka mogłaby być dużo lepsza z mniejszą ilością procentów.

Wiem, że to jest debiut, ale jak dla mnie... Debiut może tkwi w tym, że sprawa pokazana jest z kilku stron, że są trzy kobiety i każda z nich coś widzi, czuje itd. Ktoś miał fajny pomysł na pokazanie sprawy tak, że długo nie wiemy, kto jest sprawcą. Ale poza tym jest to w moim odczuciu typowy amerykański thiller.

Intryg ciekawa, ale bohaterka już nie. Ani ta druga, ani ta trzecia. Tylko postać Megan wydaje się być w miarę interesująca i mogła być bardziej rozwinięta. I owszem książka się nadaje na bycie scenariuszem do filmu, tak. Ale nic poza tym. To będzie typowy amerykański thiller jakich leci tysiące w tv wieczorem.

Można przeczytać, ale i bez tej lektury nasze życie nic nie straci.
Szumu i reklamy więcej niż to warte.

drevnikocurek

Zjawa

Niech was nie zmyli tytuł. Zjawa to nie film o duchach ale o ciężkich, brutalnych i wypranych z romantyzmu czasach początków Ameryki. Indianie, myśliwi, kawalerzyści. Brutalny obraz przedstawiony, chyba jak do tej pory w najbardziej realistyczny i zbliżony do rzeczywistości sposób. Świetnie się go pod tym kątem ogląda. Aż czuć piach w zębach, smród wyprawianych skór i nie mytych ludzi. Można by się nawet pokusić o stwierdzenie, że rzeczywistość jawi nam się w super realistyczny sposób.

Oczywiście, główny bohater jest z gatunku "zabili go i uciekł" ale można to wybaczyć, gdyż w zamian mamy doskonałą, nagrodzoną Oscarem, grę Leonarda di Caprio. Zwanego potocznie Di Karpio. Pomimo różnych "potknięć" w karierze i ewidentnie słabych ról, moim zdaniem jest on rewelacyjnym aktorem, który powinien dostać Oscara już dawno temu za rolę niepełnosprawnego chłopca w "Co gryzie Gilberta Grapre". Ale nie dostał i może i dobrze, bo teraz może się nim bardziej cieszyć ;)

Wracając jednak do filmu, jak zwykle nie zdradzę wam fabuły i próżno będziecie w tej recenzji szukać spojlerów. ;p
Opowiem Wam za to, o tym co mi się w filmie nie podobało. Po pierwsze, to niesamowicie żywotny bohater. To co ten człowiek przeszedł, wykończyło by cały oddział Gromu, nawet jak by każdy kolejny żołnierz zaczynał w miejscu gdzie padł jego poprzednik.
Po drugie, zanurzenie się w lodowatej rzecze, przy mrozie, jest śmiertelne dla każdego.
Po trzecie, rozgrzanie się po takiej kąpieli, trzy metry od małego ogniska, nie działa! Mówię Wam, nie działa...
Ale to szczegóły, które w całości filmu giną, pozostawiając tylko fajny smaczek, czegoś z czego wyprane były praktycznie wszystkie "Westerny" z dawnych lat.

Film jest długi, ale nie czuje się tego, choć oglądałyśmy go na dwie tury. Spokojnie, mając czas można "łyknąć" go na raz.
A tytułowa zjawa? Cóż, ma to być niedźwiedź grizzly, choć zjawia on się raz. A może tytułową zjawą jest sam główny bohater? Musicie koniecznie zobaczyć i napisać mi w komentarzu, czy w tytule na pewno chodziło o niedźwiedzia...

Anyari vel Motylek

Carol

W zimowy deszczowy dzień czasem milo trafić na taka właśnie perełkę do obejrzenia.

Film bardzo klimatyczny, pięknie zrobiony... Od początku do końca zadbano o każdy szczegół. I do tego aktorki znane mi z innych filmów. Te z najbardziej lubiane.

A o czym jest film? O miłości.
Tajemniczej, skomplikowanej, we wszystkich odcieniach.

Ale proszę się nie zrażać od razu. Trzeba mu dać szansę, a wtedy się na pewno nie zawiedziecie. Nic więcej nie powiem.

Dla mnie był piękny i na bardo długo pozostanie w pamięci. Być może w końcu przeczytam "Carol" Patrici Highsmith...

Polecam. Warto.

drevnikocur