Legend of the Seeker

Jestem świeżo po obejrzeniu calutkiej serii i muszę powiedzieć, że mam bardzo pozytywne odczucia! A obawiałam się, oj obawiałam... Bo ile to seriali zrobiono na podstawie książek fantasy i różnie to bywało.

Miecz Prawy jednak okazał się serialem, jak dla mnie, bardzo fajnym i sympatycznym. Początkowo oburzałam się na zmiany, jakie wprowadził reżyser na potrzeby serialu, ale wraz z kolejnymi odcinkami przekonałam się, że całkiem ciekawe i oryginalne rozwiązania zastosował. ;)

Bohaterowie dobrani bardzo dobrze. Najbardziej polubiłam Zedda... Chyba każdy jego polubił najbardziej na pierwszym miejscu. Choć postać Richarda też nie została całkiem źle pomyślana... Czasem rzuci jakimś żarcikiem etc. Ale to typowy ideał dla heteryc. Silny, odważny i w ogóle bohaterski mądry mężczyzna.

Kahlan natomiast jest delikatną kobietą w bieli o ogromnej mocy, skrywanej pod specyficznym dotykiem dłoni do gardła potencjalnej ofiary... Tutaj też się nie zawiedziemy... Kahlan będzie kobieta pragnącą normalnego życia, rodziny, męża... Co w pewnych momentach może nawet zagrozić misji.

Zedd jest kluczem całej tej historii. Im dalej, tym więcej się dowiadujemy, jakie miał wpływy i co skrywa przed towarzyszami... Najbardziej jednak napełnimy naszą radość i dobry humor dzięki temu, jakim jest bohaterem. Staruszek, przesympatyczny, czasami nie do zniesienia i potrafiący niechcący w tarapaty wprowadzić nie tylko przyjaciół ale i wioskę...

I kolejna ulubiona moja bohaterka... Tajemnicza Mord Sith, która także odegra wielką rolę w całej misji ratowania świata. Niezłamana, niezdolna do głębszych uczuć, okrutna i skuteczna... I jeszcze do tego bardzo ładna. :) Ale nie będę zdradzać szczegółów, powiem tylko, że będzie barrrdzo ciekawie, jeśli chodzi o jej wątek...

Generalnie świat jest zły, ludzie biedni i trzeba im pomagać, a tak w ogóle to trzeba ratować świat przed złem. Światło to wiara w Stwórcę, Mrok to służenie Opiekunowi. Stwórca tworzy życie, Opiekunowi służy Śmierć. Taka nieco inna mitologia od powszechnie znanych, ale oparta na typowych i znanych dla Nas motywach wiary. Zło i dobro walczy ze sobą od wieków.

Serial bardzo wciąga i polecam od razu odrzucić model oglądania na zasadzie "gdzie co zmienili", bo tylko popsujemy sobie zabawę i miło spędzony czas. A serial jest tego wart. Efekty specjalne widać na każdym kroku, ale nie są jakoś rażące. Wkomponują się na tyle, że czary nie wyglądają jakoś strasznie sztucznie i sceny walk nie odrzucają widza.

Lecz uprzedzam, są sceny brutalne. Bardzo. I sceny dla dorosłych też... Czasem dosłowniejsze, czasem mniej dosłowne, więc lepiej poniżej osiemnastu lat nie oglądać. Jeśli chodzi o całokształt to trudno mi określić, czy panowie znaleźliby coś w tej produkcji ciekawego. Biorąc pod uwagę nieco romantyczny wydźwięk mogą czuć się nieco znużeni tematami skomplikowanej miłości.

Czas spędzony z tym serialem, czyli całe czterdzieści cztery odcinki, uważam za miło spędzony przy dobrym serialu. Mało tego, że dobry, to jeszcze poprawia humor i nie raz wzrusza. :)

Miłego oglądania.

Drevni Kocur

BloodMoon

Znalazłyśmy przypadkiem, dzięki reklamie. Założyłysmy konta i... Po dzisiejszy dzień gramy i mamy gildię. ;)

To jest doskonała alternatywa dla gier typu Bitefight, w którą sama swego czasu namiętnie grałam. BloodMoon daje jednak większe możliwości. I wg mnie ładniejsza oprawa graficzna. Jakaś taka przyjemna dla oka...

Ale po kolei. Tutaj, poza Wampirem i Wilkołakiem, można być też Łowcą. Więc do wyboru są trzy "rasy". Wybiera się od razu gotowy wygląd, ale za to ładne grafiki są, a nie jak w BF opłacane opcje zmiany wyglądu, co niestety irytuje, bo trafia się zazwyczaj brzydki.

A tu bez oporów mogę wampirkiem grać i ładnie on wygląda. Poza tym samouczek prowadzi nas przez nieskomlikowany przebieg rozgrywki i opcje. Zamek, sklep, laboratorium, klan, grabarz, kryjówka...

Niby brzmi podobnie, ale różnica jest taka, że w BloodMoon kryjówka jest wizualna opcją dla nas samych, bez naciągania na jakieś ochronne opcje za kamyki. Nie ma co prawda tu targu, ale z samych zleceń w Zamku można nabyć nawet płatne eliksiry.

Poza tym gra jest przyjemna. Codziennie jest do wykorzystania sto punktów krwi, czyli sto minut na zlecenia z Zamku. Sklep i Laboratorium mają co pięć godzin sześć nowych ofert. Zabawne są animacje walki.

Ale ładne za to są grafiki lokalizacji. Granatowy kolor interfejsu jest bardzo przyjemny dla oka. I co najważniejsze, gra jest przejrzysta. We wspomnianej konkurencji trudno było się po zmianach połapać. I leveluje się miło, jakoś tak... Fajnie jest. :)

Dlatego polecam bardzo. Jakaś taka odmiana od innych gier. Relaksująca i przyjemna.

A i nie zdziwcie się... Gra jest udźwiękowiona. Postacie mówią do nas. ;) Można to jednak wyłączyć.

Zapraszam do gry.

Drevni Kocur

Star Trek Online

„Space, the final frontier…” – Tymi słowami, kapitan Jean Luc Picard witał nas w każdym kolejnym odcinku Star Trek Next Generation. Moim skromnym zdaniem najlepszy kapitan z najlepszej serii. Choć inne też są niesamowite i warte poświęcenia im czasu.
Każdy kto zna, lubi, bądź jest fanem ST stwierdzi że piszę o oczywistościach, ale właśnie do tych osób skierowany jest ten artykuł i właśnie dla fanów powstała gra Star Trek Online.

Moją uwagę zwróciłam na tą pozycję już dawno, ale forma płatności comiesięcznego abonamentu za kolejną grę, skutecznie mnie odstraszyła. Dopiero parę dni temu odkryłam, że STO jest już dostępne w wersji Free To Play!
Od razu zaznaczam, że mikropłatności nie są nachalne i nie przeszkadzają w grze. A tytuł jest na tyle wybitny, że jeden albo dwa smsy nie zaszkodzą nikomu.
Zaznaczam też, że piszę ten tekst z poziomu osoby, która ma za sobą tylko tutorial.

Grę polecam wszystkim tym, którzy marzyli by pobawić się fazerem, trykoderem lub powiedzieć. „Engage!” i ruszyć z prędkością Warp 8 ;D

A więc od początku.

STO oferuje nam fabularny tutorial, w którym uczymy się interakcji ze światem gry, sterowanie postacią, statkiem itp. Nie ma jednak słowa o tym kto jest kim, skąd i dlaczego. Wyobrażam sobie jak musi się czuć ktoś kto nie zna serii (jest ktoś taki?) Kompletnie nic taka osoba nie skuma kompletnie nic. Beam? Warp? Borg? WTF? Lol
Jak już jednak nadmieniłam, gra jest dla fanów i to dopiero jest rarytas.

Zaczynamy w samym centrum bitwy gwiezdnej. Skomasowany atak Borgów na flotę Federacji.
Na początek wybieramy postać z mnogości wszystkich ras mamy do wyboru trzy klasy.
Naukowiec - Niebieskie mundury (przykładowe postacie to Beverly Crusher, Deanna Troi)
Inżynier – Złote mundury (Data, Geordi La Forge)
Taktyk – Czerwone mundury (Worf)

Zdecydowałam się na grę Trillianką (a co) Oczywiście inżynierem (ze względu na jeden z najwspanialszych Politechnik w Federacji jaką mogą pochwalić się Trillianie).

Początkowo mimo znajomości świata, miałam problem by ogarnąć interface i przestawić nie na anglojęzyczne nazewnictwo. Ale trwało to tylko chwilę.

Po przejściu na mostek naszego własnego statku, dostajemy wiadomość od innego statku z prośbą o pomoc.
Opuszczamy konsolę, udajemy się do teleportu by przenieść się (beam) na drugi statek.
Tam toczy się już otwarta walka. Wyciągamy nasz fazer i biegniemy z nim wykonując kolejne zadania i strzelając do pojawiających się wszędzie Borgów.
Kiedy już skończymy otrzymujemy możliwość rekrutowania pierwszego naszego oficera! Tak, tak!
Tworzymy własną historię i własną drużynę!
Każdy członek załogi może mieć inne specjalności i umiejętności. Każdego z nich można personalizować, zmienić imię, cokolwiek! Pełna dowolność!

I tu szok, który sprawił, żę zakochałam się w tej grze!
Możemy robić wszystko.
1. Statek,
- posiadamy własny statek,
- możemy go ulepszać,
- rozwijać,
- kupić nowy (mamy do dyspozycji wszystkie klasy i typy)
- załoga (wybrani przez nas oficerowie) posiada umiejętności faktycznie wspierające nasz statek (aktywnie i pasywnie).
- latać zgodnie z naszą wolą prowadząc eksplorację kosmosu.
- zarządzamy energię i ustawiamy wiele parametrów co jest łątwe ale bardzo klimatyczne.

2. Postacie
Jak już pisałam tworzymy swoją postać i rekrutujemy załogę. Rozwijamy ich umiejętności,
- ogólne,
- związane ze statkiem,
- związane z eksploracją świata.

3. Światy
Właśnie kolejnym wymiarem gry jest eksploracja światów. Jak to działa? Poza wątkiem fabularnym jak wiadomo w MMORPG mamy dowolność działania. A więc? Podlatujemy do planety, zostawiamy statek na orbicie i… Wybiramy oficerów, którzy wraz z nami odkryją nowy świat. „do teleportacji” i witaj przygodo!


A więc w grze poruszamy się w zasadzie w 3 wymiarach. Wymiar przygód galaktycznych czyli pilotowanie i dowodzenie własnym statkiem.
Ekonomiczno fabularny, Tworzymy drużynę, jej wygląd, biografię, tworzenie własnej niepowtarzalnej historii Gwiezdnej Floty!
Oraz rozwijamy nasze uzbrojenie, przesiadamy się na nowe statki itp. Wykonujemy misje.
Eksploracyjny. Przygoda na powierzchni planet, teleportacja, odkrywanie nowych światów, anomalii, rozwiązywanie zagadek, szturm na bazę wroga, odbicie zakładników! Mniam!

Ja się zakochałam….

Mój USS Europe, stoi teraz przed stacją „Ziemia” i czeka na dalsze rozkazy… Aż usiedzieć nie mogę by zasiąść za sterami, by dopieścić wątek fabularny, ujednolicić historię, mundury, by nadać każdemu jego własny charakter, niepowtarzalną rolę w mojej Galaktycznej Epopei!

Od dzisiaj zapraszam do czytania mojego dziennika kapitańskiego! Gdzie poznacie kolejną odsłonę przygód w Świecie Star Trek’a pisaną na poły przeze mnie i twórców gry.
Powiem jednak szczerze, że pozostawiona dowolność i możliwości są godne szczerych gratulacji.

Widać, że twórcy są fanami serii i wiedzą czego pragną prawdziwi fani.
Mnie kupili, a Was?

Magdalena Gamewalker

Wyczekiwane

Genialny film o adopcji dzieci przez lesbijki w Afryce Południowej. Poznajemy trzy historie dotyczące adopcji dzieci z RPA...

Film jest genialny przede wszystkim dlatego, że głównym problemem jaki porusza jest trudność samego procesu adopcji, gdzie jako tako lesbijki są na szarym końcu, ale... Przede wszystkim problemy rasowe.

Dzieci są ze świata, gdzie podziały na "bycie Zulu" czy inną "odmianą" jest jakby podstawa postrzegania świata ich biologicznych rodzin. Rodziny z dziećmi mieszkają w miastach, gdzie ludzie są "przemieszani".

Nie chcą mieszkać w krajach gdzie przewaga jest osób z białą skórą, bo to rzutuje na sam fakt pochodzenia dziecka, i to, że przeważnie tam jest dyskryminacja. Dobrze im w Afryce Południowej, gdzie nie spotykają się ani z dyskryminacją, ani rasizmem...

Wspomniane pary przeważnie są po ślubie i w wieloletnich związkach. Jak się ogląda to aż człowiekowi coś skręca, że tam już takie rzeczy były wywalczane od dawien dawna i mają swój cel. Mają śluby, możliwość adopcji, i kwestie ustalane z pracownikiem domu dziecka...

Zabiło mnie to. Jak dziecko ma odróżniać jedną mamę od drugiej? Do jednej ma mówić mamo, a do drugiej mamusiu. I jest dobrze. Żadnych pytań więcej. No problem... Kącik dla dziecka jest, pokój jest... Wszystko dobrze tylko muszą czekać... I po kilku miesiącach jest małe maleństwo.

Bardzo dobrze przemyślane wywiady oddają nam obraz i sposób myślenia adoptujących kobiet. Same dzieci widać, że są szczęśliwe, zadbane... A co gdy pójdą do szkoły i dodziedzą się że sa inne rodziny? Jakoś sobie to poukładają, że jedni mają mamę i tatę, a inni mamę i mamusię...

Ogromną racją jest też to, że nie można dziecka odcinać od różnorodności. Musi znać różne światy. Pary hetero, homo, pary ciemne i jasne etc... Bo zamykanie pod kloszem tylko szkodzi i rodzi w dziecku niepotrzebne ograniczenia wobec siebie samego.

Film polecam... I dodam tylko, że chciałabym się doczekać takich czasów tu, w Polsce. ;)

Film dostępny jest na Iplex.pl za darmo.