Bikini

Gdy skończyłam czytać tę książkę, pomyślałam, że nie da się napisać recenzji z niej. Kiedy opadły emocje postanowiłam jednak zmierzyć się z tym, co dzięki tej lekturze przeżyłam. Płakałam przy niej, śmiałam się, zamyślałam czasem na wiele godzin, bo niektóre kwestie tkwiły we mnie długo. Dlatego czasami odkładałam ją na dłuższą chwilę. Czasem sięgałam z powrotem i postanawiałam jeszcze poczekać. Chciałam poznawać ją powoli dokładnie skrawek po skrawku.

Akcja zaczyna się 14 lutego w Dreźnie. Wojna, bomby, schrony, naloty, głód, nędza... W tym wszystkim poznajemy historię ponad dwudziestoletniej Anny Belbitreu. Traci ona wszystkich z rodziny po kolei. Traci też kontakt z ukochanym chłopczykiem, żydem, którego chowali w piwnicy. Idąc po gruzach Drezna cały czas fotografuje to, co ją otacza. Ale na swój inny sposób. Nie dokumentuje lei po bombach. Fotografuje ludzi. Emocje. Gruzy ich życia.

W tym samym czasie z Nowego Jorku na wojnę wysłany zostaje dziennikarz New York Times'a. Tej samej nocy, kiedy dostaje telefon od swojego szefa jego życie odmienia się podwójnie. Poprzedniego wieczoru poznaje on kobietę, która jest inna niż wszystkie jakie dotychczas poznał. Ona nie jest na chwilę. Ona obiecuje mu na niego czekać. Karmić jego kota i rozmawiać z nim o nim. Do póki nie wróci. Czy dotrzyma słowa?

Losy Anny i Stanley'a splatają się w niezwykły sposób. I na zawsze nawzajem odmieniają swoje życie. Tutaj miłość nie jest wieczna, o ile jest w ogóle miłością. O ile można ja tak nazwać w obliczu takich czasów jak druga wojna światowa. Wiśniewski jednak nie skupia się tylko i wyłącznie na wojnie. Na pierwszym planie są emocje, uczucia, przeżycia i przemyślenia bohaterów. Wojna jest tylko tłem pełnych bardzo ciekawych faktów na temat m.in. Hitlera.

Anna jest postacią wyjątkową i inną od innych. Być może przez to, że przeżyła Drezno? I to nie tylko pod kątem utraty domu, z którego została jej drewniana deska, którą musiała spalić, aby się ogrzać. A być może też dzięki skrzypkowi, który odmienił jej życie? Jest też wyjątkowa dzięki swojemu talentowi fotografowania. Widzenia przez aparat inaczej. Widzi rzeczy, których na pierwszy rzut oka nie widać. I dzięki temu też zostaje zabrana ze środka wojny w Kolonii.

Dzięki Stanley'owi stawia pierwsze kroki w Nowym Jorku. Dostaje od ręki pracę w New York Times. Fotografuje. Dostaje zlecenia. I to właśnie jedno z nich, to najważniejsze w jej życiu odmieni wszystko. Zanim jednak odbędzie podróż na Bikini zmaga się z świadomością swojego niemieckiego pochodzenia. Zmaga się z tym co mówią ludzie na temat Niemców i jej tak przy okazji... Ta podróż odmienia jej życie. Jak je odmieni? Przekonajcie się sami.

Książka jest bardzo gruba i bardzo dobrze. Jak dla mnie mogłaby jeszcze trwać i trwać. Bo trudno było się rozstać z jej bohaterami. Tymi emocjami, uczuciami, tęsknotami... Tym czego nie ma się na co dzień. Albo na co dzień się nie dostrzega. Wciąga od pierwszej strony i trzyma długo, długo po przeczytaniu.

Przede wszystkim uświadamia, że są rzeczy, które warto mówić komuś codziennie, bo nigdy nie ma pewności, że to "jutro" nadejdzie.

"Bo widzisz, Karafka, ja nie mogę, ja nie potrafię w ciągu jednego dnia przyjąć do siebie tyle szczęścia – mówiła, połykając łzy – nie mam w sobie tyle miejsca…"

Drevni Kocur

IMVU


Jak obiecałam tak rozwijam swoje spostrzeżenia odnośnie IMVU. Ogólnie rzecz biorąc jest świetną alternatywą, kiedy nie mam jak się do SL'a zalogować. Pierwszy widok mojego avatara podobnie jak w SL mnie przeraził. Co to za wieli łeb, wielkie oczy, a jakie ogromne stopy i dłonie. Jednym słowem wyglądałam jak straszydło. Ale! IMVU daje na start (co wg mnie LL mogliby przemyśleć jako dobry pomysł) sporo darmowej kasy. Na start dostajemy 1000, potem za zrobienie triala 1000, potem za weryfikację emaila 500, za facebooka kolejne 1000, no i za zapraszanie przyjaciół 1500 (ale trzeba z nimi kilka razy in world porozmawiać, tak więc np. Motylkowi zaproszenie mnie nic nie dało - to samo IP i nie mamy jak się jednocześnie zalogować). Do tego jest gra, w którą się gra raz na dobę i można dostać 500 lub nic. Oraz 19 creditsów za bawienie się z własnym pieskiem co dwie godziny, ale trzeba o niego dbać i pamiętać. Poza tym wszędzie znany sposób zarabiania przez stronkę metarl z grami, gdzie punkty można wymienić na waluty z różnych gier. A także ocenianie przedmiotów kreatorów, które przechodzą 24godzinną weryfikację nim zostaną dopuszczone do sprzedaży (czy nie łamią zasad m.in. nie są mocno nacechowane seksualnie, nie ma nawoływania do przemocy, zoofilii, pedofilii, bryzgającej krwi etc). I tym właśnie IMVU mnie przekonuje na swoją korzyść.
Tak więc pierwsza rzecz jaką zrobiłam to zakupy. I bardzo szybko mój avatar przybrał bardziej ludzki wygląd. I tu znów IMVU znalazło coś czym mnie przekonało bardziej do siebie. Mimo, że shape tutaj nazywa się head to... Takiego shape elfiego nie widziałam w całym SL! A szukałam tyle, że stanęło na doczepianych uszach... I tutaj mam podgląd tego co kupię, jest boska opcja "Try" i nie ma nic w ciemno. Poza tym panel zakupowy jest bardzo wygodny, podzielone na działy etc. Bije xstreet na głowę. I ceny nie są aż tak zabójcze jak w SLu. Tam za te same pieniądze mogłam kupić shape i co najwyżej włosy. O ubraniach już nie było mowy. Chociaż włosy te, które miałam w SLu, miały opcję przymiarki przed kupnem (z napisem demo nade łbem) to nie było od razu to dopasowane. Tutaj włosy same się nałożyły idealnie, nic nie wystaje za bardzo ani nic. I nawet jak nagle zdejmę shape elfa i mój avatar staje się prześmieszną karykaturą jak z kreskówki to włosy powiększają się proporcjonalnie do nowej wielkości głowy. I za to się chwali!
Co do dłoni i stóp to trzeba pomniejszacze kupić, ale... Jak sobie przypomnę dziwne stopy w skinach SLowych to nie jest aż tak źle. I sporo darmówek się ma w pakiecie na start - nie takich badziewnych jak w SL'u - m.in. kilka rodzai włosów, sporo ubrań, skinów i shape'ów. Brakuje mi tylko flexi włosów, które poruszają się w rytm moich kroków, ech...
Idąc dalej... Dostałam własny pokój! Całkowicie za darmo. Co prawda każdy dostaje taki sam wystrój na start, ale to już sprawiło, że można się poczuć jak w domu. Nie mówię, że nie wspominam miło mieszkanka w Polskiej Republice, gdzie działeczka mi się zwiększała z czasem, ale to niestety kosztowało. W końcowej wersji jak już moja działka miała 1536 sqm, ale to było na tamte przeliczniki pięćdziesiąt złotych miesięcznie. No i były ograniczenia w primach.

 A tutaj? Co prawda nie mogę mieć domku wśród innych domków w jakimś miasteczku, ale za to mam prywatność, bo mi nikt nieproszony przez płot nie wskakuje, a poza tym jest możliwość kupienia jako pokoju nawet całego miasteczka, wysepki z japońskim teahouse itd. Wszystko zależy od zdolności kreatora. Z tego co zauważyłam to jedynie jak kupię np. domek na łące z krajobrazem wschodzącego słońca to zawsze będzie to wschodzące słońce. Ale nie jest to ograniczeniem zbytnio, bo im dłużej się ma vipa to dostaje się dodatkowe pokoje, nie wiem jedynie na czym to polega, czy się przechodzi płynnie między jednym a drugim.
Poza tym jest możliwość urządzenia sobie działeczki tak jak nam się podoba. Wystarczy kupić teren, a potem można dostawiać domki, meblować je itd. Ograniczeniem jest jedynie wyobraźnia i to, że przedmioty mają punkty, na które mogą być przestawiane. Zabawne to, bo nawet ściany i sufit mają punkty. W efekcie można mieć odwrócony pokój. I tutaj też jest jedna rzecz, można niedrogo kupić już umeblowane domki, mieszkanka itd. I to w bardzo ślicznej jakości jak np. pokoik Desia. Mój umeblowałam pojedynczo dokupując meble, ale... Tutaj wszystkie meble można kopiować tyle razy ile dusza zapragnie! Nie ma czegoś takiego jak nocopy. Jedynie nie można ich nikomu odsprzedać. Widziałam jednak miejsca, gdzie były ruchome grzyby i latające świetliki!
Ponadto są w IMVU chat roomy, ale to działa trochę tak jak simy w SL, mogą być tylko dla danej grupy założonej przez nas samych lub tylko dla VIP, a także publiczne. Tyle, że się za nie nie płaci, jedynie trzeba mieć VIPa. Na start się dostaje możliwość otworzenia dwóch chat room'ów. Liczba ta rośnie wraz ze stażem opłacania specjalnego konta. Weszłam tam i... Zaniemówiłam. Są całe wyspy. Niczym nibylandia. Drzewa ogromne jak w "Avatarze", nawet latanie co prawda na animacji zawieszonej w powietrzu, ale...! To robi i tak ogromne wrażenie, bo wczytuje mi się szybciutko wszystko w jakąś minutę, a mam baaardzo wolne łącze. A wszystko śmiga nawet jak mi się limit w iPlusie skończy.
No i pokoje maja ograniczenie do 10 osób, ale sama nie wiem czy jest to wada czy zaleta. Z jednej strony fajnie byłoby więcej osób, a z drugiej pokoje mają moderatora, który pilnuje, więc nie wiem czy dałoby radę ogarnąć więcej niż dziesięć no i jakby to wpłynęło na szybkość... Już przy dziesięciu jak ktoś dużo pisze wciskając co chwilę enter to podobnie jak w SL'u an super necie i kompie następowała kilkusekundowa zawieszka w chacie a potem lawina słów.
Ale idąc dalej IMVU w swoim pakiecie ma też www, gdzie każdy avatar ma swoją stronę. Można tam pisać bloga, zamieszczać listę życzeń, co jest bardzo fajnym pomysłem i ułatwia kupienie komuś prezentu. Z funkcji pisania bloga nie korzystam, ale korzystam z robienia zdjęć w IMVU, które automatycznie zapisują się w galerii na tejże stronie. W ten sposób mogę w ułatwiony sposób podesłać np. tutaj tylko link do obrazka, a nie czekać aż się wczyta duża grafika jak z SL'a. Wadą jednak jest to, że są one bardzo pomniejszone i jak chce się dobrą jakość to trzeba samemu robić zrzuty ekranu. Poza tym na stronie mam podgląd, kto oglądał mój profil oraz listę grup do jakich jest zapisany dany avatar.
Jest też katalog, gdzie można robić zakupy i tutaj nawet całe miasta mają opcję podglądu in world zanim je się zakupi, co jest ogromnym plusem na korzyść zakupowiczów. He, no i creditsy za smsa, za dziesięć zeta mamy 1400, co jest wygodne dla osób, które nie wykorzystują całego abonamentu albo właśnie jutro zniknie im kasa z komórki. Oczywiście przelewem taniej wychodzi, ale... Nie jest tak źle, bo za te 1400 całkiem sporo można ładnych jakościowo rzeczy kupić.
Menu i sterowanie w IMVU łatwo jest opanować. Jest kilka perełek np. zapis outfitu, który można potem założyć na siebie jednym kliknięciem w listę obrazków. I przebieramy się w "przebieralni", a nie na oczach tłumów. Jednak w tym wszystkim brakuje mi chodzenia o własnych nogach. O ile istnieje coś takiego jak AO np. przy kimonie mamy kilkanaście póz charakterystycznych dla tego stroju, a nawet można chyba same animacje kupić to brakuje tego chodzenia strzałkami.
Nasz avatar ma tez tzw moody, można ustawić sobie różne nastroje. Animacje wyrażające uczucia też ma dobitnie dopracowane. O ile w SLu ograniczało się to do gesturek reagujących na tekst, tutaj jest cały pakiet do każdego nastroju. Jednak nie aż tak rozbudowany jak There, ale... Robi wrażenie. Kilka animacji jest zarezerwowane tylko dla VIPa, ale nie ma zbytnio czego żałować. No może jednej o nazwie Tantrum, przy której mój wściekły elf doprowadza mnie do łez. Są też animacje interaktywne takie jak witanie się itd. Jedynie twórcy zapomnieli, że na takie jak np. pocałunek czy przytulenie powinna być obopólna zgoda avatarów, to tutaj niestety niechcący można się dopuścić molestowania... ;)
Poza tym gdy siedzi się ze znajomymi i rozmawia to czuję się znów prawie jak w SL'u. Prawie, bo nie da się spacerować z nimi, robić wspólnych zakupów... Ani budować in world na jakiejś piaskownicy i oglądać eksperymenty Maxa. Jednakże IMVU jest ciekawą alternatywą i fajnym doświadczeniem na czas odciętej drogi do Second Life. A nie bawiłabym się w to, gdyby nie znajomi, z którymi mogę w tym świecie porozmawiać i wspólnie spędzić czas. Ale to chyba akurat jest jak w SL'u. Jak nie ma z kim to nie ma sensu się logować.