The Elder Scroll III: Morrowind

Długo nie mogłam zebrać się do napisania jakiejś recenzji. Tak samo, jak nie mogłam się zebrać do zagrania w Morrowind.
Tak, tak... To kolejna z rzeczy, do której dłuuugo musiałam się przekonywać. Najpierw kupiłam tą grę jakieś 5 lat temu, zainstalowałam, włączyłam i....? Wielka dupa ;) Niby coś fajnego, niby dobre fantasy, ale jakoś tak... Nie widziałam celu, co z kim i dlaczego? Połaziłam trochę tu, trochę tam, zgubiłam się w końcu, coś wielkiego i szkaradnego mnie zabiło. Odinstalowałam.

Jak się po raz kolejny okazało do wszystkiego trzeba dojrzeć. Jakiś czas temu zakupiłam Morrowinda po raz drugi (pierwsza wersja zaginęła zapewne w rękach Marcinusa). Zasiadłam i co? Dorosłam! I mogę powiedzieć, że teraz dokładnie wiem na czym polega urok tego typu gier. Podstawą jest tekst. Dokładne czytanie dialogów, książek (których mam już całą kolekcję), zapisków i notatek stanowi kwintesencję całej gry! Smak można poczuć dopiero kiedy strzępy informacji zaczynają składać się w logiczną całość uzupełniając się z fabułą. Pisząc fabułą (bo przecież tekst to też fabuła) mam na myśli sny, przypadkowe spotkania, charakter postaci i to, czym się kierują w swoim postępowaniu. Przez tą grę po prostu nie da się przebiec.
Pomijam już fakt nawet dokładnego zagłębiania się w historię, politykę czy religie, ale sama wielowątkowość i mnogość quest'ów głównych i pobocznych (w pełnej wersji ze wszystkimi dodatkami mamy 3 wątki główne i tysiące pobocznych a wszystkie one nakładają się na siebie) zmusza do zagłębienia się w świat i nie pozwala na bieganie z mieczem i mordowanie wszystkiego, co się rusza nie ma sensu, a nawet możliwości.

Po tym przydługim wstępie, który można było zamknąć w jednym stwierdzeniu "Epicki rozmach" ;D (ale po co?) przejdę do szczegółów.
Nie będę rozpisywała się o tym, co znajdziecie w instrukcji, czyli wybór postaci, bronie, eliksiry, magia itp. Napiszę raczej o moich osobistych odczuciach i wrażeniach.
Zacznijmy od przeżyć estetycznych.
Pomimo problemów z grafiką (na pełnych detalach, z cieniami i pełnym zasięgiem widzenia gra tnie się jakby powstała wczoraj, choć mój sprzęt przewyższa wymagania sugerowane przez producenta trzykrotnie!!!) oraz tego, że gra ma już swoje lata, niektóre widoki zapierają dech w piersiach. Praktycznie każda lokacja jest niepowtarzalna, ma swój niewypowiedziany klimat i wygląd. Składa się na to wiele czynników. Podstawowym jest chyba jednak pogoda, flora i fauna, ukształtowanie terenu i architektura.
Mamy burze, deszcze, burze piaskowe, mgłę, słoneczną i pochmurną aurę, a to wszytko wkomponowane jest w płynny tryb "dzień - noc". Mgliste wczesne poranki, słoneczne przedpołudnie, burzowe popołudnie i gwieździsta noc! Miodzio! Aby nie było, że jestem gołosłowna, przygotowałam kika screen'ów na potwierdzenie.

Na załączonych obrazkach widać tylko część tego, co udało mi się "zrzucić" w trakcie gry (proponuję powiększać do pełnego rozmiaru). Głównie mrocznie i mgliście (bo głównie jest taki klimat przez większość gry), ale jak trafi się na piękny słoneczny dzień to aż chce się żyć :D



Drugim aspektem jest fauna i flora. Tu trzeba zaznaczyć, że nie wszytko co się w grze rusza od razu trzeba zabić! Pamiętam jedną przygodę, gdy przemieszczałam się z miasta do miasta (innej możliwości niż na pieszo nie było), wychodzę ci ja z jakiegoś bajorka zwiedzając przy okazji okolicę, patrzę a tu wielkie coś rodem z Jurassic Park stoi na brzegu. Przełykam ślinę bo jako złodziejka to zdolności bojowe mam mierne, wyciągam moje wakizashi i wychodzę by zmierzyć się z przeznaczeniem! Już, już, mam ciąć i szlachtować z okrzykiem na ustach "Na pochybeeeel skurwysyyyynom!!", gdy nagle stwierdzam, że coś tu jest nie tak. Wielka bestia stoi i patrzy się na mnie swymi wielkimi oczyskami jak na jakąś wariatkę. Totalnie nieagresywny zwierz z niego był! Schowałam ostrze i zawstydzona, mląc w ustach "Przepraszam..." poszłam dalej swoją drogą.
Takich stworzonek możemy spotkać dużo. Między innymi przecudne meduzo podobne cuś latające wysoko na niebie lub tuż przy ziemi dotykając mackami trawy (sposób odżywiania?).
Ale to nie koniec, bo te same stworzonka objęte Zarazą już są agresywne i stają się naszymi śmiertelnymi wrogami. (Skąd Zaraza? Wszystko znajdziecie w grze i jej fabule).
Do ciekawych stworzonek możemy zaliczyć też Łaziki. Wielkie przypominające kleszcza? Lub coś z rodziny pająkowatych? Zwierzę służące do transportu ludzi na dalekie odległości.
Flora również jest mocno rozbudowana. Mamy mnogość krzaczków, z których można zbierać ziółka, pędy, korzonki i wszystko czym rasowy alchemik lub zielarz nie pogardzą. Dodatkowo niektóre z nich są naprawdę sporo warte. Mamy też gigantyczne grzyby i tradycyjne drzewa itp.
Kolejnym z elementów jest architektura. Twórcy gry bardzo się postarali, obdarzając każdy region specyficzną dla niego zabudową. Od typowego stylu średniowiecznego przez arabski, egipski, hiszpański aż po fantastyczne budowle nie znane w naszym świecie.
Teren ukształtowany jest bardzo różnorodnie. Od gór skalistych, przez lawinowe rozpadliny, bagna, bajora aż po płaskie kwieciste łąki w dolinach, rzeczki, jeziora i oceany. Najwspanialsze jest w tym to, iż wszędzie możemy przejść na pieszo, zajrzeć pod każdy kamień, obejść każdy obiekt na około. Daje to poczucie totalnej nieograniczoności w eksploracji świata.
Całość tego, o czym piszę, połączone jest ze sobą za pomocą niesamowitego klimatu gry. Przerażające zamglone skaliste pustkowia, które samym swym wyglądem mówią nam "Zastanów się zanim wykonasz kolejny krok", twierdze ukryte wśród skał, miasta kryjące swe mroczne tajemnice, dziwni mieszkańcy, specyficzni dla każdego regionu czy miasta.
No właśnie! Bohaterowie niezależni! Jest ich wielu! Każdy z nich jest inaczej uwarunkowy i prawie każdy pełni jakąś rolę albo funkcję. Praktycznie nikt nie jest przypadkowy, a jeśli nam się tak wydaje to znaczy, że nie odblokowaliśmy jeszcze odpowiedniego questa.
Gra zaplanowana jest tak, aby każda klasa postaci mogła się czuć w niej dobrze. Jak do tej pory udało mi się grać praktycznie bez zabijania, a bawię się przednio! Grałam nawet w przedstawieniu teatralnym, w którym musiałam NAPRAWDĘ czytać swoją rolę zgodnie z tekstem sztuki!!!

Mogłabym pisać jeszcze bardzo, bardzo długo i tematów by mi nie zabrakło! Zaznaczam, że jestem na samym początku gry, która dopiero się rozkręca.

Dlatego zapraszam wszystkich do gry!
Dla zdecydowanych polecam robić screeny najciekawszych lokacji w grze, na które traficie! Wszystkie zostaną zamieszczone na blogu!

Meg Gamewalker

Aimee & Jaguar


Historia pewnej miłości opisana przez Ericę Fischer, Berlin 1943. Gdy zaczęłam czytać wreszcie tak długo wyczekiwaną Aimee & Jaguar nie było mnie dla świata przez cztery dni. Pamięć o tej książce to same emocje. Płacz. Tęsknota i żal...

Erica Fischer dociera do żyjącej jeszcze Lilly "Aimee" Wust i wspólnie wgłębiają się w "Księgę Łez" o miłości do Felice "Jaguara" Schragenheim... Czy to były najpiękniejsze chwile w jej życiu? Czy wspomina to raczej jako najgorszą tragedię? Oglądają fotografie, wiersze miłosne, listy, które są zamieszczone w książce... Erica rozmawia z przyjaciółmi, rodziną i znajomymi Aimee i Jaguara... I tak oto powstaje świadectwo miłości w wojennym Berlinie. Przerażające, ale i piękne.


Lilly Wust, mężatka i matka czworga dzieci, pewnego dnia poznaje młodszą od siebie o osiem lat Felice. Prowadzone życie milionów niemieckich kobiet zmienia się z chwilą, kiedy nawiązuje z nią bliższą znajomość. Na pierwszym spotkaniu Felice podaruje jej jabłko... Lilly z czasem ulega urokowi Felice, a także dopuszcza do siebie swoje własne skrywane uczucia... Zanim jednak tak się stanie Felice wysyła do Lily listy miłosne podpisane pseudonimem "Jaguar".

Dni mijają a Felice i Lilly nie wierza własnemu szczęściu. Lilly chce słyszeć, czy Felice, aby na pewno ją kocha... Felice chce słyszeć, czy Lilly, aby na pewno jest szczęśliwa... W końcu jest matką czwórki dzieci mężczyzny, który służy ojczyźnie. Kiedy jej męża nie ma jej mieszkanie staje się domem otwartym dla Felice i jej przyjaciół. Urządzają swój "ślub", przypieczętują go obrączkami z inicjałami i datą 2.04.1943... Wspólnie opiekują się dziećmi, wychodzą na spacery, aż w końcu dochodzi do tragedii...

Jest to historia Żydówki Felice (na fotografii po lewej), która w dniu aresztowania 21 sierpnia 1944, oddaje Lilly pierścionek i obrączkę, który Lilly będzie nosiła na swoim palcu przez resztę życia... Zostaje deportowana. Lilly jednak nie poddaje się tak łatwo. Próbuje walczyć z losem ukochanej deportowanej i zamkniętej w getcie. Felice wciąż do niej pisze... Jest przewożona z obozu do obozu...

Miłość, nadzieja, tęsknota, modlitwy... Więcej nie zdradzę... Przeczytajcie sami.

Lilly Wust pięćdziesiąt lat po tragedii (fotografia z 1991 r.) nadal wspomina swoją Jedyną i Prawdziwą Miłość Felice... Nadal po aresztowaniu Jaguara pisze pamiętniki i wiersze... Wciąż pamięta... Nosi na palcach obrączkę swoją i Felice. A także pierścionek.
Książkę przeczytałam jednym tchem... Bywały chwile pauzy w przypływie refleksji nad historią, życiem... Zamyślałam nad własną historią swego rodzaju "Księgą Łez"...

Piękna Miłość. Piękna książka. Polecam...


Na podstawie książki (zanim ukazała się ona w Polsce w 2008 r.) powstał film Maxa Färberböcka z Juliane Köhler i Marią Schrader w rolach głównych. Piękny i wzruszający, przepełniony muzyką Kaczmarka... Zachęcam do obejrzenia.

Drevni Kocur

Muskając aksamit


Książka genialna sama w sobie. Narracja w formie pamiętnika wciąga w ułamku sekundy i przesłania cały rzeczywisty świat wokoło. Porwie cię namiętność, miłość, pożądanie, przekraczanie granic własnej tożsamości... Pogoń za marzeniami, żal, niepowodzenia i wreszcie... Co tego dowiesz się czytając tę książkę sama!

Dziewiętnasty wiek. Nancy, "syrena" z nadmorskiej restauracji ostryg swojego ojca w Whitstable, poznaje intrygującą Kitty. Cały spokój w jej życiu zaczyna się burzyć w momencie, kiedy widzi Kitty na scenie w teatrze. Świat staje w jednej sekundzie, a ona widzi tylko jej oczy, uśmiech... Przychodzi na każdy występ z nadzieją na to, że Kitty to właśnie do niej rzuci czerwoną różę... Z chwilą, gdy następuje ten dzień zacznie się jej siedmioletnia podróż wgłąb siebie, swoich oczekiwań, skrywanych pragnień, marzeń...

A także podróż do nowego miasta jakiego nie znała przedtem. Do Londynu. Poznaje bogactwo, nędzę, a także mentalność ludzi, ich skryte tajemnice i perwersyjne zachowania... Dzięki wszystkim doświadczeniom i upokorzeniom przekonuje się o tym, co w życiu jest najważniejsze... Te około pięćset stron to także niezwykła analiza psychologiczna ludzkiej tożsamości. Nancy będzie zmuszona robić rzeczy o jakich nawet jej się nie śniło, że kobieta jest w stanie takowym sprostać...

Czytając tę książkę poznamy świat jakiego na co dzień nie widać gołym okiem... Zajrzymy w najciemniejsze zakamarki duszy, jakie może skrywać każdy z nas...

Osobiście moja ulubiona książka Sarah Waters za wszystko co jest w niej napisane. Pochłonęłam ją w kilka dni bez snu. Uważam ją za genialną i pouczającą, a przede wszystkim uzmysławiającą nam samym co w życiu jest tak naprawdę najważniejsze... Ale nie zdradzę co to jest: Musicie sięgnąć po nią sami. I ocenić czy zgadzacie się z tym czy też nie.

Nikt kto sięgnie po tę książkę nie będzie zawiedziony.


Na podstawie książki powstał także film "Tipping the Velvet", który mimo iż nieco inny i nie do końca wierny książce idealnie oddaje jej przesłanie. Doskonałe kreacje aktorskie oraz obraz dziewiętnastowiecznej Anglii. Polecam tak samo bardzo jak i książkę.

Drevni Kocur

Fringe: Na granicy światów

Jakiś czas temu pojawił się w telewizji "nowy" serial o interesującym tytule:

Fringe: Na granicy światów.

Powiem szczerze, że byłam mocno spragniona czegoś z gatunku X-files i z napięciem oczekiwałam pierwszego odcinka.

Serial nie zawiódł moich oczekiwań. Trzymające w napięciu odcinki z każdą swoją odsłoną ukazują nam kolejny fragment zagadki.

Początkowo nie wiedząc kompletnie nic, wraz z trójką głównych bohaterów powoli odkrywam czym jest "wzorzec".

Dobry humor, pozwala spojrzeć na tematykę serialu z przymrużeniem oka a jednocześnie nie tracić nic z emocji odkrywania kolejnych zagadek.

Podoba mi się również to, że Olivia Dunham gana przez Anna Torv, nie jest wielką pięknością a po prostu przeciętną blondynką. Dzięki temu człowiek nie zastanawia się przez pół odcinka, czy taka ilość sylikonu w piersiach sprawia ból w trakcie biegania...

Główne postaci, są oczywiście mocno przerysowane ale dodaje im to swoistego uroku.

Olivia Dunham (Anna Torv) - Nieco naiwna, ale bardzo ambitna agentka FBI
Dr Walter Bishop (John Noble) - Szalony naukowiec, który spędził w domu wariatów ostatnie 15 lat.
Peter Bishop (Joshua Jackson) - Ogólnie "niepotrzebny" w serialu syn dr Bishopa, bez którego nie było by niestety "tego gościa" od sarkastycznego humoru, częstych docinków i zabawnych uwag.

Serial kręcony jest raczej w starym stylu. Oczywiście efekty specjalne są na wysokim poziomie. Szczególnie podobają mi się wpisane w otoczenie napisy 3D. Chodzi mi o te napisy "New York, sunday, 04:15" wtopione na przykład w ujęciu pokazującym Statuę Wolności.

Ostatni odcinek zachwycił mnie patentem na motylki ze skrzydełkami zaostrzonym jak brzytwy... Ech szkoda, że okazały się tylko halucynacją...

Więcej szczegółowych informacji na temat serialu znajdziecie na:

Fringe: Na granicy światów

Ja, ze swojej strony po obejrzeniu kilku odcinków mam pragnienie na więcej.

Tak więc polecam.

Talisha

Lexx

Lexx! ^^ Już na samo brzmienie tego tytułu robi mi się wesoło.

Nie było tak jednak od początku. Kiedy zobaczyłam pierwszy raz odcinek Lexxa (nie cały), to wręcz odeszłam od telewizora mocno zniesmaczona... Pamiętam nawet, że byłam wściekła, że dają jakiś badziew 5 odcinków na raz.. a dopiero później to co chciałam oglądać.

Z resztą, nie ma co mi się dziwić, jeśli zobaczyłam jakąś głowę robota, wyglądającą rodem z etiud studenckich lub filmów Sci-Fi z lat '60... Do tego ten prymitywny humor plebejski, fekalia, sex itp.... Dla przykładu, wyobraźcie sobie małe, elektroniczne marchewki na pajęczych nóżkach, zabijające swoje ofiary wbijając im się w tyłki.... Żałosne? ;)

Ale jak zapewne wiecie, ja nigdy niczego nie skreślam od razu więc i Lexxowi dałam kolejną szansę.
Było to w pewien samotny dzień kiedy to, matka gdzieś wyjechała a ja miałam 24 godziny świętego spokoju. Zamknęłam mieszkanie na klucz, wzięłam kąpiel, do tego maseczka, farbowanie włosów pazurki itp, itd. Potem winko, chipsy i cudowny romans z AXN :D

Włączam ja ci ulubioną stację i.... Lexx od 20 do północy... Pierwszy sezon od pierwszego odcinka...
Mówię więc sobie, ok! nic, ani nikt nie zepsuje mi tego wieczoru!
Oglądam, żeby nie wiem jak głupie było.
I okazało się że....
Jest niezmiernie głupie, kretyńskie i debilne ale w tym najsłodszym, pozytywnym i genialnym stylu! Gwarantuję, że nie ma drugiego takiego serialu komediowego o tematyce Fci-Fi!

Do tego zrobiony jest z niesamowitym rozmachem. Wszystkie sezony (ja widziałam na razie pięć pierwszych) opowiadają jedną historię. Bohaterowie ewoluują, rozwijają się zachowując tylko podstawowe cechy charakterystyczne dla ich kreacji. Gagi i humor są zróżnicowane i dopasowane do różnych odbiorców.

Dlatego uśmieją się zarówno ci, dla których do radości wystarczy niekontrolowane oddawanie gazów jak i dla wysublimowanych smakoszy dowcipu.

Pomysły są nowatorskie i niepowtarzalne. Sam fakt przygłupiego i tchórzliwego boya hotelowego (Stan), który dostaje w posiadanie organiczny statek kosmiczny, służący do niszczenia planet.
Od tego też zaczyna się cały serial. Nie podejmuję się opisania choćby fragmentu fabuły bo to tak, jak by opisywać Monthy Pytona, po prostu się nie da! Poza tym już wystarczająco dużo napisałam, resztę trzeba zobaczyć.

Dodam jeszcze, parę technicznych informacji ;)
Po pierwsze serial powstawał na przełomie wielu lat i pieerwsze sezony nie miały praktycznie żadnych efektów specjalnych. Jeśli jakieś efekty się pojawiały, to stały bliżej pierwszych odcinków Star -Trek, niż tego co możemy oglądać współcześnie na ekranie. Przypuszczam też, że na pierwszy i drugi sezon przyznany był niewielki budżet. Piękne jest właśnie to, że z sezonu na sezon pojawiają się nowe efekty, które w 4 i 5 sezonie stawiają Lexxa na równi z najlepszymi produkcjami Sci-Fi.

Kolejną rzeczą, na którą warto zwrócić uwagę to muzyka. Dobrze skomponowana specjalnie dla serialu, doskonale podtrzymuje klimat, stopniuje napięcie i zapada w pamięć. Podkreśla oryginalność całej serii będąc jej nieodłączną częścią. Muzyka w Lexxie nie istnieje obok obrazu a jest prawie równorzędnym medium opowiadającym historię.

Gorąco polecam jako najlepszy komediowy serial Sci-Fi!

Talisha

Ktoś we mnie


Długo wyczekiwałam na Jej kolejną książkę po poprzednich pozycjach, które mnie zachwyciły (Muskając aksamit, Niebanalna więź, Złodziejka, Pod osłoną nocy). Jeśli ktoś chce przez dwie doby bez snu czytać z zapartym tchem powieść o nawiedzonym domu to niech sięgnie po tę książkę. I zapewniam, że nie jest to nic w stylu tych wszystkich filmów jakie mamy zwyczaj widzieć w telewizji. Ta książka autentycznie przeraża. I tak do końca nie wiemy jak ta cała historia się skończy.

Recz dzieje się w latach powojennych w Anglii. Doktor Faraday trafia do podupadłej posiadłości, która należy do tajemniczej i skrytej rodziny Ayresów. Dwór, kiedyś piękny, okazały, zachwycający swym bogactwem popada w ruinę. Ogromny park i ogrody zarośnięte chwastami wprawiają w przerażenie...

Dodatkowego dreszczu w wyglądzie dworu dodaje zegar, którego wskazówki stanęły na godzinie za dwadzieścia dziewiąta. Poznajemy tam zdziwaczałą kobietę w podeszłym wieku, która wspomina wciąż czasy świetności dworu, załamuje się nad jego upadkiem... Jej córkę, która spędza godziny na pomocy sprzątaczce i kucharce oraz na spacerach ze swoim psem po zarastającym parku... Oraz syna, który wciąż nie otrząsnął się po katastrofie samolotu...

Z każdym kolejnym dniem dom staje się tłem mrocznych i dziwnych wydarzeń, które przerażają po kolei każdego z mieszkańców... A może to tylko szaleństwo? Faraday zafascynowany mrocznym dworem, nawet nie zdaje sobie najmniejszej sprawy, że los rodziny, której usiłuje przyjść z pomocą, nieodłącznie splecie się z jego własnym. Nie zdaje sobie nawet sprawy, że...

Przeczytajcie sami :)

Drevni Kocur